Fajnie jest mieć japoński samochód, ale nawet te, które oferowane były u nas na rynku, w macierzy mogą się nieco różnić. Niestety, japońscy producenci najlepsze wersje często zostawiali dla siebie. Dzisiaj kilka takich mniejszych lub większych przykładów, do których często wzdychamy zza kierownicy europejskiej wersji japońskiego samochodu.
Słynny przód
Wszyscy znamy i lubimy Hondę Integrę Type R DC2. Samochód ten oferowano na kilku rynkach poza Japonią i zawsze miał ten nie do końca ładny przód z podwójnymi reflektorami.
Tymczasem w Japonii front DC2 był zupełnie inny – tu zastosowano bowiem zwykłe prostokątne światła. To one stały się najbardziej pożądanym elementem, rzecz jasna poza samym autem. Na jednym ze spotów Kanjo w Polsce miałem sześć sztuk ITR-ów DC2 i tylko jednego JDM. No bo taki przód to rzecz jasna kierownica z prawej strony, krótszy numer nadwozia itp., a do tego duża rzadkość. Nie zmienia to faktu, że moje wzdychanie do DC2 zawsze dotyczy właśnie japońskiej wersji. Na szczęście DB8, czyli wersja czterodrzwiowa ITR-a nie niesie ze sobą tego typu problemów, bo była oferowana tylko na rynek wewnętrzny. Szkoda jedynie, że powstała w liczbie nieco ponad 5 tys. sztuk i dzisiaj kosztuje tyle co Skyline GT-R BNR32 Nismo.
JZ w generacji bez JZ-ta
W trzeciej generacji Toyoty Supry nie było legendarnego silnika JZ, a w jego miejsce montowano trzylitrowy motor 7M, który zwłaszcza w odmianie GTE nie ma najlepszej opinii. No nie do końca! Na rynek wewnętrzny Toyota Supra mogła mieć odmianę z 1JZ-GTE, czyli z 2,5-litrowym silnikiem Twinturbo! Ale na tym nie koniec złych wieści dla europejskich posiadaczy tej generacji Supry – ich 7M-GTE w najmocniejszej, poliftingowej wersji dysponował 238 końmi, a ten z Japonii? Miał ich 280, co czyniło z niego niezłego wariata.
Nigdy nie spotkałem tej wersji silnikowej Supry w Polsce, ale dość często zdarzają się SWAP-y na różne odmiany JZ-tów, zarówno te doładowane jak i wolnossące. Nie jest to aż tak nagminne jak w RX8, gdzie powoli ciężko znaleźć auto z Wanklem, ale i tak dość powszechne. JZ siedzi idealnie w Mk3 i wiedział o tym nawet producent!
Parasolka dla pasażera
To jest dopiero hit! Pamiętacie Nissana Sunny/Pulsar GTi-R, czyli rajdówkę ze źle umiejscowionym intercoolerem (co odebrało jej szanse w WRC). Drogowa wersja oferowana była u nas jako Sunny, a w Japonii jako Pulsar. Poza elementami przystosowującymi je do ruchu prawo lub lewostronnego niczym się nie różniły? No prawie, bo Pulsar miał taki maleńki gadżet (którego niestety nie mam na zdjęciu). Otóż w drzwiach pasażera miał schowek, a w schowku parasolkę. Powiecie a co w tym dziwnego ma tak przecież Skoda, a przed Skodą Rolls-Royce! Prawda, ale radzę posprawdzać daty i zobaczyć kto takie rozwiązanie zastosował jako pierwszy.
Lexusy i Toyoty
Wszyscy pewnie wiecie, że na rynku wewnętrznym niemal każdy oferowany w USA, czy też Europie Lexus ma swojego odpowiednika w Toyocie. Co ciekawe wcale nie są to ubodzy krewni. Widziałem kilka Toyot lepiej wyposażonych od LS-ów, co jest niezwykle dziwne. Do tego Japończykom zdarzało się robić dużo bardziej hardkorowe wersje Toyot niż ich odpowiedników ze znaczkiem Lexusa.
Dobrym przykładem jest pierwsza generacja IS-a, której odpowiednik w Toyocie to Altezza. Dzisiaj wielu użytkowników przyczepia znaczek z niej z przodu lexa a z tyłu dodaje wielki spoiler, ale prawda jest taka, że każdy marzy o sportowej wersji RS200. Altezza która nazywa się jak słynny Ford ma bowiem genialny silnik 3S-GE Beams o mocy 212 KM. Do tego połączono go z manualną sześciobiegową przekładnią.
To drugie mam bardzo duże znaczenie, bo mocniejsza wersja Lexusa IS w Europie też miała ponad 200 KM (dokładnie 214) z silnika 2JZ-GE, niestety połączono ją z automatem. Zwykłe wersje IS200 dysponowały 150-końmi. Niestety RS200 to tylko i wyłącznie JDM.
Zupełnie inny Type R
To jest już kompletnie odjechany przykład. Na rynek japoński Honda nie oferowała Accorda Type R (VI generacja). CH1 dostępne było jedynie na innych rynkach. To mega sportowy samochód, który po niewielkim modyfikacjach świetnie radzi sobie na torze. Ale Japończycy nie byli by sobą, gdyby jakąś ultra rzadką wersję nie zaoferowali u siebie. Nie mogła być taka sama, bo ta generacja Accorda inaczej tam wyglądała, na wstępnie już mamy więc inny samochód. CL1 ma jednak jeszcze jedną ciekawostkę bo w wersji Euro R (tak auto na rynek wewnętrzny ma w nazwie Europę) jest nieco mniej hardkorowe niż jego odpowiednik ze znakiem Type R na klapie.
Co ciekawe japońska odmiana miała też parę koni więcej i dużo bardziej luksusowe wyposażenie. Dzisiaj jedną spotykamy na spotach w Polsce i czasem udaje się ją nawet zaparkować koło Type R-a. W tym wypadku obydwa modele są tak niebanalne, że przyznajemy remis, ale i tak trochę szkoda, że Euro-R nie trafił do Europy.