Wraz z rosnącą liczbą aut elektrycznych na drogach władze stracą część dochodów z tytułu akcyzy na paliwa. Auta elektryczne nie tankują paliw, jak zatem rekompensować mniejsze dochody? Holenderski minister infrastruktury Mark Harbers wyjaśnij, jak ma to wyglądać w Holandii. Pytanie, czy inne kraje podchwycą ten pomysł.
Na czym polega holenderski pomysł na opodatkowanie posiadaczy aut, a tym samym zadbanie o to, by wpływy rządu nie spadły? Holandia ma już wprowadzony podatek od posiadania samochodu a także akcyzę płaconą przez kierowców za każdy litr zatankowanego paliwa. Pomysł holenderskiego rządu polega na tym, by zamiast podatku od posiadania samochodu płacić podatek za każdy przejechany kilometr własnym autem.
Pomysł iście szatański, zrównujący wszystkie auta niezależnie od posiadania napędu. W równym stopniu obciąży zarówno tych, którzy korzystają z aut spalinowych, jak i posiadaczy elektryków. Holenderskie władze zdradzając swój pomysł na nowy podatek uważają, że przyczyni się on do mniejszej emisji zanieczyszczeń oraz zmniejszy liczbę korków.
Nie wiadomo jednak w jaki sposób holenderskie władze zamierzają weryfikować pokonany dystans. Oczywiście przebieg auta jest odnotowywany np. podczas przeglądów technicznych, ale takie przeglądy przeprowadzane są zbyt rzadko, zwłaszcza w stosunku do podatku płaconego wraz z tankowanym paliwem. Kierowcy tankują przecież częściej niż oddają auto do przeglądu.
Rząd Holandii chce, by taki system opodatkowania każdego pokonanego kilometra autem obowiązywał w Kraju Tulipanów od 2030 roku. Ciekawe czy pomysł podchwycą rządy innych krajów UE.