W toku cały czas trwających prac nad zmianą ustawy i elektromobilności i paliwach alternatywnych padały już różne pomysły. Jeszcze nie tak dawno dość głośno było o pomyśle, że miasta w Polsce, powyżej 100 tys. mieszkańców miały obligatoryjnie tworzyć takie strefy. I choć termin ich obowiązkowego wprowadzenia to 2030 rok, nie spotkało się to z przychylnym przyjęciem społeczeństwa, w którym auta elektryczne to wciąż rzadkość na drogach. Pamiętajmy, że cały czas mówimy o zaledwie projekcie, to ostatecznego kształtu zmian wciąż daleko, tymczasem, jak informuje Stowarzyszenie Prawników Rynku Motoryzacyjnego projekt się znacząco zmienił.
Opublikowana w lutym br. nowa wersja projektu zakłada pozostawienie dostępu do stref dla aut elektrycznych, wodorowych czy na gaz ziemny, ale jednocześnie zakłada zupełnie odmienne sposoby regulacji dostępu dla innych pojazdów. O tym jakie finalnie pojazdy będą mogły wjeżdżać do strefy czystego transportu na terenie danej gminy ma decydować nie ustawodawca, lecz lokalne samorządy (w przypadku gmin, rady gminne). Innymi słowy, kwestie warunków wjazdu do konkretnych stref w gminach i miastach mają określać samorządy gmin i miast. W praktyce oznacza to pełną dowolność tworzenia stref, pytanie tylko, czy pozostaną one w jakikolwiek sposób “czyste”.
W nowej wersji projektu usunięto też wzbudzający wcześniej kontrowersje zapis o obligatoryjnym tworzeniu stref czystego transportu przez miasta pow. 100 tys. mieszkańców (od 2030 roku). Zamiast obowiązkowego tworzenia stref czystego transportu ich powstanie będzie uzależnione od przekroczenia dopuszczalnego poziomu stężenia średniorocznego poziomu zanieczyszczeń dwutlenkiem azotu (NO2) – gdy poziom ten zostanie przekroczony, co stwierdza Główny Inspektor Ochrony Środowiska, dana gmina/miasto będzie miała 12 miesięcy na założenie strefy czystego transportu. Jakie minimalne wymogi miałaby spełniać taka obowiązkowa strefa? Tego na razie nie wiadomo.