Lubię nowożytne Mini, sam miałem kiedyś Coopera S. Ale mój “Miniak” pochodził z 2004 (typoszereg R53) i miałby teraz już kilkanaście lat. Mimo wszystko dobrze zapamiętałem, dlaczego tak bardzo go lubiłem. Czy nowe Mini zachowało te najfajniejsze cechy?
Pierwsze spotkanie z JCW
Kiedy podszedłem do JCW i złapałem za zewnętrzną klamkę, to poczułem znajome kliknięcie i dźwięk opuszczającej się szyby bezbramkowych drzwi. Od tego momentu już wiedziałem, że jestem „w domu”. Nowe Mini w jednej z najciekawszych wersji – John Cooper Works – to wciąż ten sam dobry hot-hatch, który powstał pod skrzydłami BMW dwie dekady temu. Oczywiście jest bezpieczniejszy, ma mocniejszy silnik i dużo więcej nowoczesnej technologii, ale z radością raportuję, że zmiany nie odebrały mu cenionego przez posiadaczy Mini klimatu.
Co pod maską JCW?
W nowym MINI JCW pracuje największy silnik, jaki kiedykolwiek znalazł zastosowanie w seryjnym samochodzie marki – to 4-cylindrowa, rzędowa, 2,0-litrowa jednostka benzynowa MINI TwinPower Turbo rozwijającą moc 231 koni mechanicznych. 320 Nm przekazywane jest na koła przedniej osi za pomocą sportowej skrzyni automatycznej Steptronic, co zapewnia przyśpieszenie od 0 do 100 kmh w 6,1 s. Samochód, który otrzymaliśmy do testu, był wyposażony w wąskie opony zimowe. Gumy nie szersze niż 200 mm przywodzą na myśl rajdowe samochody na zimowym wyczynowym ogumieniu. No więc jak te zimówki poradziły sobie z mającym ponad 230 KM silnikiem? Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – bardzo dobrze. Szybkie starty spod świateł wcale nie były opóźnione przez brak przyczepności. Niestety zabawę psuła elektronika. Gdy zapalało się zielone, a moja prawa noga nurkowała głęboko w podłogę, to Mini, zamiast wyrywać do przodu, rozpoczynało jazdę od długiej pauzy – jakby się namyślało. Obawiam się, że takie przerwy w komunikacji na linii kierowca silnik mogą być po prostu niebiezpieczne.
A jak jeździ JCW?
Mini kocha zakręty. Sztywny, zwinny hatchback zdaje się cały czas prosić kierowcę, aby ten w odpowiednim momencie szarpnął kierownicą i pomknął w głąb ciasnego łuku. Nie przeszkadza nawet elektryczne wspomaganie kierownicy – dialog za pośrednictwem kierownicy jest wyborny. Hamowanie? JCW został wyposażony w firmowany przez Brembo system i jak się domyślacie zatrzymywanie ważącego 1280 kg autka nie sprawia mu najmniejszego problemu. W czasie jazdy kierowcy akompaniuje specjalnie dla JCW zaprojektowany układ wydechowy. Jak to bywa ze sportowymi systemami odprowadzania spalin – swoje najciekawsze oblicze pokazuje dopiero po solidnym „wygrzaniu”.
Mały, ale wariat
Trzydrzwiowy hatchback mierzy skromne 3874 mm długości, co czyni go jednym z najmniejszych samochodów oferowanych na rynku. Możecie sobie, drodzy Czytelnicy, wyobrazić, ze zgromadzone pod maską konie mechaniczne dają dużo frajdy, gdy do uciągnięcia mają tylko taki samochodzik. Co ważne pasażerowie przednich foteli podróżują w pełnym komforcie. Jest przytulnie, ale nie ma tutaj mowy o ciasnocie. Co innego z tyłu. Nie pomaga nawet duży rozstaw osi – 2495 mm. W moim Mini z 2004 na tylnej kanapie siedziało się jak za karę i tutaj jest podobnie. Brakuje głównie miejsca na nogi. Bagażnik? Jest. Od swojej premiery pod skrzydłami BMW Mini sugeruje właścicielowi architekturą tylnej części kabiny i systemem rozkładania siedzeń, że tylna kanapa to tak naprawdę część bagażnika. Tutaj jest podobnie – przedział bagażowy jest na pozór ciasny, ale łatwy do znacznego powiększenia.
Kokpit trzeciej generacji Mini nadal zachowuje styl, który pamiętam sprzed 20 lat. Najważniejsze, że ów język projektowania został teraz oprawiony lepszymi plastikami oraz mnóstwem elektroniki. Przed kierowcą jest przymocowany na stałe do kolumny kierownicy tablet, a wyżej wyświetlacz head-up display. Centralna konsola wypełniona jest kolejnym kolorowym panelem LCD, który obsługuje system podobny do iDrive z BMW. Najważniejsze, że wszystko w kabinie jest odpowiednio „premium” i na dodatek w tej wersji okraszone logo JCW. Nagłośnienie Harman/Kardon gra bardzo dobrze.
Kto kupuje Mini?
Mini kupują klienci, którzy chcą… Mini. To specyficzna grupa odbiorców, która (słusznie) uważa, że Mini jest jedyne w swoim rodzaju. Mały, szybki, uroczy – po prostu fajny – taki jest Mini JCW. Na dodatek Mini potrafi coś, czego inne marki nie potrafią, a mianowicie sprzedawać małe samochody klientom, którzy chcą czegoś luksusowego. JCW choć maleńkie, to na skali „szpanometru” jest lata świetlne przed np. Toyotą Yaris GR, choć ta stara się wygryźć JCW z piedestału małego „hardcore-owego” autka. I mimo, walory małej GR są nie do podważenia, to nadal słychać głosy „to tylko Yaris”. Nikt nie myśli tak o JCW. To legenda, która trafia w gusta majętnych. I co z tego, że ten mierżący niecałe 4 metry długości samochodzik z dobrym wyposażeniem kosztuje prawie 200 tys. zł. Są klienci, którzy szukają właśnie tego i będą w Mini przeszczęśliwi.
JCW to przedsmak wersji GP
MINI John Cooper Works jest uosobieniem frajdy z jazdy w segmencie małych samochodów premium. Jego sportową charakterystykę przewyższa tylko jeden prawdziwy rarytas: MINI John Cooper Works GP, które pełny potencjał układu napędowego i jezdnego pokazuje przede wszystkim na torze wyścigowym. Wszystkie elementy pakietu GP są dopasowane do stylistyki i charakteru MINI John Cooper Works. Zaprojektowano je w oparciu o wiedzę z motorsportu. Efekt? 306 KM i całe mnóstwo wyposażenia, które ma na celu zapanować nad ogromną mocą.