Początki elektromobilności w Polsce to z jednej strony swoista elitarność posiadaczy aut elektrycznych, z drugiej, możliwość korzystania z bezpłatnych ładowarek DC, które choć rzadko rozmieszczone, oferowały prąd bezpłatnie. Gdy aut elektrycznych była garstka, koszt pobranej przez nie energii był i tak niższy, niż koszt wdrożenia metody płatności za energię. Dziś wiele wcześniej bezpłatnych stacji wymaga już opłat. Sprawdziliśmy jednak, czy da się jeszcze w Polsce w połowie 2023 roku znaleźć bezpłatne ładowarki.
Sam pamiętam, jak w 2019 roku, korzystając z użyczonej Tesli Model 3 cieszyłem się, gdy miałem okazję “zatankować” prąd z bezpłatnej wówczas ładowarki PGE Nowa Energia o mocy 50 kW, ustawionej przy siedleckim urzędzie miasta. Jednak to już historia, wiele takich punktów znikło z elektromobilnej mapy Polski, choć może raczej nie tyle znikło, co zmieniło charakter z darmowego na płatny. Nie znaczy to jednak, że nie ma już bezpłatnych ładowarek, jeżeli jednak planujesz zaoszczędzić na ładowaniu auta elektrycznego, to wiedz, że w olbrzymiej większości przypadków stracisz coś innego – czas. Większość wciąż dostępnych stacji ładowania, na których dodasz kilowatogodziny do akumulatora swojego elektryka to stacje AC o mocy co najwyżej 22 kW, a nierzadko niższej. Zresztą to i tak ma drugorzędne znaczenie, bo w przypadku źródła AC, limitem jest pokładowa ładowarka danego modelu pojazdu. A co z szybkimi ładowarkami DC? Istnieją? Owszem, da się je znaleźć, jednak zastrzegam, że za “szybką” w takim przypadku należy uznać jakąkolwiek stację ładowania prądem stałym (DC) o mocy nie mniejszej niż 22 kW. Niestety, na wielu bezpłatnych stacjach ładowania nie możesz liczyć na znacząco większe moce. Na przykład w aglomeracji warszawskiej w połowie czerwca 2023 roku udało mi się znaleźć takich ładowarek 10, z czego naprawdę publicznie dostępnych było siedem, na dodatek z ograniczeniami. W całej Polsce namierzyliśmy kilkadziesiąt takich szybkich i jednocześnie bezpłatnych ładowarek. Chcecie wiedzieć ile jest w Polsce publicznie dostępnych ładowarek aut elektrycznych oferujących moc powyżej 50 kW za darmo (zaznaczam, że pomijam casus starszych modeli Tesli, które mogły się bezpłatnie ładować na superchargerach)? Odpowiem Wam bardzo dokładnie: ZERO.
Polujesz na darmowy prąd? Kup sobie kabel Type 2
Poszukiwacze bezpłatnych ładowarek samochodów elektrycznych muszą się też wyposażyć w jeszcze jeden gadżet: kabel do ładowania (Type 2 / Mennekes). Najczęściej bowiem, ładowarki AC, które umożliwiają bezpłatne podładowanie elektryka czy hybrydy plug-in są pozbawione własnego okablowania. Jeżeli nie masz się czym podpiąć, to masz problem. Kłopot w tym, że nie zawsze wraz z zakupionym autem taki przewód jest dostarczany w pakiecie razem z samochodem. Najczęściej w standardzie możemy liczyć co najwyżej na kabelek umożliwiający podpięcie auta pod zwykłe domowe gniazdko 230 V. Ile kosztuje taki kabel Type 2? Trzeba liczyć się z wydatkiem ok. 700 – 1000 zł.
Darmowe ładowarki, ale nie do końca
Jeżeli myślisz, że kupisz auto elektryczne, bo masz dość podwyżek paliw i będziesz ładował pojazd za darmo, to… pomyśl raz jeszcze. Owszem w Warszawie funkcjonują wspomniane “szybkie” (moc teoretycznie do 50 kW na złączu CCS i CHAdeMO) ładowarki, większość z nich znajduje się na parkingach przy sklepach sieci Lidl. Prawdą jest, że za prąd pobrany z tych ładowarek nie trzeba płacić, sęk w tym, że stacje ładowania działają jedynie w godzinach otwarcia sklepów Lidl, przy których się znajdują (zatem np. w niedziele niehandlowe nici z ładowania). To nie koniec ograniczeń – maksymalny czas ładowania to godzina, zatem do pełna też raczej nie sposób “zatankować”, po godzinie prąd jest automatycznie odcinany. Dodatkowym problemem jest też duże zainteresowanie. W Polsce mamy ponad 37 tys. aut elektrycznych i mniej więcej tyle samo hybryd plug-in. Wiele aut znajduje się w większych aglomeracjach. Szanse na bezstresowe i darmowe ładowanie? Niewielkie.
W przypadku wolniejszych ładowarek AC, w samej Warszawie znaleźć można już ich kilkadziesiąt, ale ponownie – darmowy prąd, nie oznacza, że nic nie zapłacimy za ładowanie. Na przykład na parkingu biurowca Metropolitan znajdującego się przy pl. Piłsudskiego w Warszawie znajdziemy punkty ładowania z gniazdem Type 2 i mocą 11 kW. Prawdą jest, że te punkty nie pobierają opłat za prąd, ale sam parking jest płatny i to słono: 10 zł/godzina (5 zł/godz. w weekendy). Jakby nie koniec na tym, to że stacja jest “widoczna” np. w popularnej wśród elektromobilnych aplikacji PlugShare, wcale nie oznacza, że będzie w ogóle działać. Sam naciąłem się wielokrotnie na sytuację, kiedy próbowałem skorzystać z ładowarki teoretycznie bezpłatnej, a która po dotarciu na miejsce okazywała się nieczynna.
Darmowe ładowarki, publiczne, ale… i tak dla wybranych
Kolejna sytuacja, z którą możecie się spotkać polując na bezpłatny punkt ładowania auta elektrycznego polega na tym, że aplikacje (np. Plugshare – przy okazji, zajrzyjcie do naszego poradnika i apkach dla elektromobilistów) wyszukujące ładowarki wyświetlają wiele miejsc jako bezpłatnych i dostępnych, ale rzeczywistość przedstawia się zupełnie inaczej. Np. kiedy podjechaliśmy pod Główny Urząd Miar, gdzie znajduje się bezpłatna ładowarka czynna teoretycznie w godzinach pracy urzędu (gniazdo Type 2) to okazało się, że punkt ładowania jest dostępny wyłącznie dla pojazdów urzędu. Mimo, że kiedyś (jeszcze w 2019 roku) tak nie było. To kolejny przykład “rozwoju” infrastruktury ładowania w Polsce.
Aplikacje dla elektromobilnych
Darmowe ładowarki, ale pod warunkiem, że zapłacisz
Brzmi dziwnie, prawda? Ale akurat nie chodzi o nic dziwnego. Wiele formalnie bezpłatnych punktów ładowania, dostępnych jako teoretycznie publiczne stacje, de facto dostępna jest dla użytkowników, którzy skorzystają z usług np. zarządcy danego terenu czy jego właściciela. Jeżeli na mapie w aplikacji widzisz, że ładowarka znajduje się na prywatnym terenie, to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, możesz założyć, że skorzystasz z niej dopiero jak zapłacisz – może nie za samo ładowanie, skoro dany punkt jest oznaczony jako bezpłatny, ale np. za pokój w hotelu, obiad w restauracji itp. Oczywiście istnieje możliwość skorzystania z ładowarki również w sytuacji, gdy nie potrzebujecie np. wynajmować pokoju w jakimś hotelu, przy którymś dany słupek z prądem stoi, ale wówczas trzeba się liczyć z koniecznością wniesienia “opłaty umownej”, a zatem atut “darmowości” punktu ładowania bierze w łeb.
Darmowe ładowarki? Daj sobie spokój
Polowanie na bezpłatny prąd i celowe poszukiwanie darmowych punktów ładowania to strata czasu. Sens korzystania z takich punktów widzę tylko w sytuacjach “przy okazji”. Np. przyjechaliśmy do galerii, przy której jest bezpłatny i akurat wolny punkt ładowania? Można skorzystać, upewniwszy się jednak wcześniej, czy nie trzeba wnieść np. wysokiej opłaty za dane miejsce parkowania, albo czy nie ma innych ukrytych opłat np. w regulaminie danego terenu. Mi zdarzyło się kilka razy skorzystać z punktów przy sklepach Lidla (pamiętajcie o bilecie za parking! Bez biletu będzie kara). Nawet na punktach teoretycznie o mocy 50 kW, najczęściej uzyskiwane moce ledwie przekraczały 22 kW. Jasne, podczas zakupów, które i tak trzeba było zrobić, coś tam do akumulatora wpadnie. I to jedyny scenariusz, kiedy w ogóle warto myśleć o “bezpłatnych” ładowarkach. Celowe ich poszukiwanie jest dla tych, którzy wyjątkowo nie szanują własnego czasu.
Liczba samochodów elektrycznych w Polsce rośnie szybciej niż liczba JAKICHKOLWIEK publicznych punktów ładowania. Jednocześnie liczba bezpłatnych stacji, które – przynajmniej teoretycznie są dostępne dla każdego, spada. Nie trzeba być geniuszem arytmetyki, by stwierdzić, że prawdopodobieństwo, że naładujemy się w bezpłatnym punkcie za pierwszym razem bez kolejki i tracąc tylko czas poświęcony na przesył prądu jest dość niskie.
Z mocą też jest kiepsko, najszybsze bezpłatne ładowarki w Polsce oferują co najwyżej 50 kW. W praktyce, sądząc po opiniach odwiedzających, często jest to mniejsza faktyczna moc przesyłana do pojazdu. Najwięcej jest punktów AC o mocy do 11 kW, które w istocie przesyłają nawet mniej niż 10 kW do auta. To oznacza, że “płacisz” swoim czasem.