Wszyscy wiemy, czym jest dziś 500+. Pieniądze przeznaczone – w zamyśle ustawodawcy – na dzieci, nie zmieniły trendu demograficznego. Wciąż więcej ludzi umiera niż się rodzi, a pandemia ten trend tylko pogłębiła. Tymczasem w ciągu ostatnich dni liczne media donoszą o kolejnym populistycznym pomyśle władzy mającym odmienić wymieranie narodu. Chodzi o tzw. program “Auto Plus”.
Mówiąc wprost- rząd (czyli wszyscy podatnicy) – zamierza ulżyć rodzinom wielodzietnym w zakupie własnych czterech kółek. Co w tym złego? Cóż, jeżeli zrealizowany na wzór węgierski (na Węgrzech funkcjonuje coś podobnego) zostanie wprowadzony i u nas, to w rzeczywistości może tu i teraz ułatwi to dostęp wielodzietnym rodzinom do własnego auta, ale w dalszej perspektywie tylko pogłębi dług jaki zaciągamy wobec przyszłych pokoleń. Warto zdać sobie sprawę z tego, że idea, choć z pozoru szczytna, w rzeczywistości wyłącznie populistyczna, a w konsekwencji wręcz szkodliwa, jest rozwiązaniem wadliwym na wielu poziomach. Nie ma on raczej nic wspólnego z wyczekiwanym przez wielu dopłatami do elektromobilności.
500+ jest dla wszystkich dzieci, a “Auto Plus” już nie?
Zacznijmy od tego, że zgodnie z tym, co opublikowała kilka dni temu Gazeta Wyborcza, wsparcie otrzymywały by polskie rodziny, ale tylko te wielodzietne. Przy czym nie sprecyzowano jaka liczba dzieci w rodzinie byłaby “progiem”, którego przekroczenie zezwalałoby na ubieganie się o planowaną dopłatę. W przypadku 500+ wsparcie otrzymują wszystkie dzieci (a dokładniej rodziny z co najmniej jednym dzieckiem). Tymczasem w przypadku planowanego programu “Auto Plus” wsparcie miałoby być kierowane tylko do rodzin wielodzietnych (przy czym brak definicji ile miałoby być to “wielo” sugeruje, że dwójka szkrabów w rodzinie, to raczej za mało.).
Wzór węgierski
Pomysł polityków PIS nie wziął się z Księżyca, a z już wprowadzonego rozwiązania na Węgrzech. W 2019 roku węgierskie rodziny mogły aplikować o dopłatę do co najmniej 7-miejscowego auta (istotny szczegół) w kwocie maksymalnej o wartości – w przeliczeniu – ok. 30 tys. zł. Oczywiście jeszcze nie wiadomo w jakiej kwocie, i czy w ogóle, taki program zostanie uruchomiony w Polsce, na razie mówi się tylko o pomyśle, który mógłby przyjąć różne formy. Na przykład rządową spłatę odsetek od kredytu zaciągniętego na samochód. Na razie nie wiadomo, jaki samochód, ale raczej pewne jest, że nie każdy i nie ma wątpliwości, że rząd postawi na z góry narzucony limit cenowy, podobnie jak to był w przypadku wyjątkowo nieudanego programu dopłat do aut elektrycznych. W efekcie rodziny, które realnie myślałyby o przyszłych pokoleniach chcąc zainwestować w auto ekologiczne i zeroemisyjne raczej mogą o tym zapomnieć – no chyba, że rząd zaskoczy wszystkich swoim pomysłem. Przekonamy się o tym najprawdopodobniej po majówce.