Pół internetu zachłysnęło się puszczoną w obieg, oczywiście nieoficjalnie i z nieznanych źródeł informacją jakoby supertajny Project Titan, jak określa się rzekome prace Apple nad autonomicznym samochodem marki z nadgryzionym jabłkiem zwanym potocznie Apple iCar, miał być produkowany w kooperacji z południowokoreańskim Hyundai Motor Group – właścicielem marek Hyundai i KIA. Cóż, poczekaliśmy na wiarygodne źródła. Dziś Reuters i Automotive News Europe przekazały informacje, że o żadnym dealu pomiędzy Hyundai Motor Group a Apple nie ma póki co mowy.
Przypomnijmy, że w połowie stycznia gruchnęła w Sieci wieść, że oto Apple dogaduje się z południowokoreańskim potentatem motoryzacyjnym Hyundai Motor Group w sprawie kooperacji podczas produkcji autonomicznego pojazdu elektrycznego. Reuters podał tą informację już 10 stycznia powołując się na południowokoreańskie źródła lokalne, w szczególności Korea IT News. O samym projekcie Titan również już wspominaliśmy na naszych łamach, zapoznajcie się z materiałami Krzysztofa Kaźmierczaka i Andrzeja Rockiego.
Dziś sprawa się wyjaśniła, musiała się wyjaśnić, bo Hyundai jako spółka notowana na giełdzie ma prawny obowiązek publikowania oficjalnego stanowiska w kwestii plotek, które mogą mieć wpływ na wartość aktywów koncernu. Oficjalny przekaz przedstawicieli Hyundai Motor Group brzmi: „Otrzymujemy prośby o współpracę w zakresie wspólnego rozwoju autonomicznych pojazdów elektrycznych od różnych firm, ale są one na wczesnym etapie i nic nie zostało postanowione”. Żeby było wszystko jasne padło też zdanie: “Nie prowadzimy rozmów z Apple na temat rozwoju pojazdów autonomicznych”. Koniec, kropka. Szczerość przedstawicieli Hyundaia “kosztowała” firmę 6 procentowy spadek kursu akcji (wartość giełdowa marki spadła o 3 miliardy dolarów). Jeszcze więcej straciła stowarzyszona KIA, która wg plotek miała być głównym kooperantem Apple. Nie będzie. Efekt: -15% akcje w dół, a wartość giełdowa KIA spadła o 5,5 miliarda dolarów.
Najciekawsze jest jednak to, kto rozesłał tę plotę. Grając na spadek akcji i czekając na oficjalne potwierdzenie lub zaprzeczenie ze strony przedstawicieli Hyundaia (które paść musiało) ktoś się mógł naprawdę nieźle obłowić. Czyżby po raz kolejny sprawdziło się stare powiedzenie: Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze?