Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Test. Hyundai Kona 1.6 T-GDI 7DCT FWD. Mały SUV, prawie 200 KM i napęd na przód

Hyundai Kona 1.6 T-GDI 7DCT FWD (fot. Automotyw)

Kona przeszła nie tak dawno face-lifting, ale wciąż jest modelem dość młodym. Sprawdziliśmy, czy 198-konna wersja z dwusprzęgłową przekładnią i pakietem N, nadaje się na auto do codziennej jazdy, a także ile sportu kryje się w takim zestawieniu.

Drobne zmiany w wyglądzie, krzykliwy kolor a do tego atrakcyjny pakiet N-line, który sprawia, że crossover, jakim jest Kona, zyskuje nieco sportowego sznytu. Wszystko to z dość mocnym 198-konnym silnikiem, dwusprzęgłową przekładnią (7b) i napędem na przód. Pewnie nikt nie wybierze takiego połączenia, ponieważ w ofercie jest jeszcze Kona N. 172 900 zł versus 121 400, bo tyle wyjściowo kosztują wersje: N i N-line. Niby duża różnica, ale i tak 280-konna N-ka jest relatywnie tania (w porównaniu z konkurencją). Wracając jednak do cennika Hyundaia Kona – wersja N-line ma jednak małą przewagę, bo za 128 400 zł można zamówić ją z napędem na obie osie, a tego w N-ce mieć nie możecie. Nam jednak do testu trafiła się odmiana FWD ze 198-konnym motorem.

Prawie 200 koni – to dużo, czy nie?

Hyundai Kona N-Line
Hyundai Kona N-Line z krzykliwym lakierem rzuca się w oczy w każdych warunkach (fot. Adam Włodarz/ Automotyw.com)

Dokładnie 198 KM, bo tyle udało się wykrzesać Koreańskim inżynierom z jednostki R4 1.6. Oczywiście jest tu wtrysk bezpośredni i turbo. Kiedyś prawie 200 KM robiło kolosalne wrażenie, dzisiaj nieco mniejsze, ale do auta wielkości Kony to idealna wartość. Zwłaszcza jeśli lubi się czasem przycisnąć pedał gazu. Producent podaje czas przyspieszenie do „setki” na poziomie 7,7 s. Wersja 4×4 jest gorsza o 0,4 s. 280-konna N-ka zostawia swoją stylową siostrę mocno z tyłu (ma 5,5 s od 0 do 100 km/h), ale umówmy się, czas poniżej 8 sekund, i tak jest bardzo dobry. Świetna jest elastyczność tego napędu, bo maksymalny moment (265 Nm) jest tu dostępny od 1600 do 4500 obr./min. To w połączeniu ze skrzynią dwusprzęgłową sprawia, że Kona bardzo sprawnie reaguje na dodanie gazu, a dwa sprzęgła szybko radzą sobie z kick-downem. Bardzo szybko można też (tak jak w VAG-ach) wejść w tryb sport – wystarczy przesunąć dźwignię skrzyni w lewo (przy okazji można sobie zmieniać te 7 biegów manualnie). Przydaje się gdy chcemy szybko kogoś wyprzedzić, a potem od razu wrócić do standardowych ustawień (nie wszyscy bowiem lubią czerwone zegary na wirtualnym kokpicie z ustawień sportowych). Do Kony przesiadłem się z Elantry ze skrzynią CVT i początkowo miałem wrażenie, że DCT nerwowo rusza, ale szybko się do tego przyzwyczaiłem (VW przed laty rwał dużo bardziej swoją DSG).

Prawie 200 koni – czy to dużo pali?

Kona N-line wnętrze
Hyundai Kona w wersji N-Line ma stanowczo ciekawsze wnętrze niż zwykłe wersje (fot. Adam Włodarz/ Automotyw.com)

Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Tak, Kona sporo spala. Przy dość normalnej jeździe w mieście przekraczamy 9 litrów na 100 km, a poza miastem auto spala średnio 7,5-8. Można próbować jeździć oszczędniej (pytanie, czy po to kupuje się auta z niemal 200-konnym silnikiem?), wtedy te wartości minimalnie spadają. Jadąc w trasie do 120 km/h można uzyskać średnie na poziomie 7 l/100 km. Gdy zwolni się do 100, średnia spada o kolejne 0,3. Minimalne średnie spalanie jakie udało mi się uzyskać jadąc z Bielska-Białej do Rybnika (sporo ograniczeń do 70 km/h, dużo „pięćdziesiątek”; ale trasa bez korków) to 6,4 l na 100 km. Niezły jest 50-litrowy zbiornik paliwa, na którym jadąc spokojnie, można sporo przejechać, niestety informacja o zasięgu, wyświetlana na wirtualnych zegarach jest mocno nieprawdziwa. Całe szczęście, że zaniża, a nie zawyża przebieg.
Do charakteru auta dobrze pasuje napęd na przednie koła, którego działanie nie jest odczuwalna na kierownicy i to nawet przy szybkim ruszaniu. Do tego układ kierowniczy jest wystarczająco precyzyjny i nie ma tu znanego ze starych aut koreańskich, zbyt mocnego wspomagania. Ponieważ pojechałem Koną do Bielska-Białej, a tam wymyśliłem sobie zdjęcia w zimowej scenerii, miałem okazję sprawdzić, czy FWD wystarczy do podjeżdżania pod ośnieżone górki (auto miało świeże zimówki Continentala). Wjazd okazał się bezproblemowy. Gorzej, gdy skończyła mi się droga. Zawracanie na ośnieżonej trasie, nie było już takie oczywiste, ale o dziwo z pomocą przyszedł mi jeden z programów, dostępnych w menu wyboru trybu jazdy – nazywa się Snow. Generalnie więc, jeśli nie chcecie jeździć tym autem na narty, napęd FWD w zupełności wystarcza. Wersja 4×4 ma jednak jeszcze jedną zaletę – z tyłu zamiast belki jest w niej zawieszenie wielowahaczowe. Dodajmy, że topowe N (te z 280 końmi) ma tylko opcję napędu na przód.

Prawie 200 koni – a co z resztą?

Multimedia są czytelne i proste w obsłudze. Nieźle też wyglądają (fot. Adam Włodarz/ Automotyw.com)

Pod względem wyglądu wystawiam Konie wysoką notę. Niebieski lakier, 18-calowe koła, podwójna końcówka wydechu i lekki pakiet aero dobrze leżą. Nie będę zastanawiać się, po co obniżać wizualnie podwyższone auta – powiedzmy, że o tym decyduje rynek. Nie zmienia to faktu, że Kona ma dobry prześwit i w dalszym ciągu sprawnie pokonuje krawężniki i koleiny. Nieco usztywnione zawieszenie jest wystarczająco komfortowe, jedynie na betonowych drogach ekspresowych, odczuwa się tutaj minimalne nierówności terenu. Poza tym Kona jeździ jak po sznurku.
Świetne są fotele z wersji N – wcześniej w Bayonie narzekałem, że „N-pakiet” to nieco za wąskie siedziska, ale w Konie tak nie jest. Autem zrobiłem 1,5 tys. km (rozbite na cztery razy) i mój kręgosłup wyszedł z tego bez szwanku. Pochwalić trzeba też świetną kierownicę i prostą obsługę. Wyświetlacz komputera pokładowego, na pierwszy rzut oka, wydaje się przeładowany informacjami, ale nie ma z nim większych problemów. Wszystko działa tu bez zarzutu. Przed rozpoczęciem jazdy, musiałem za każdym razem włączyć automatyczny ręczny oraz wyłączyć system informujący o przekroczeniu linii na jezdni (działa zbyt nachalnie), ale przy kolejnym testowym Hyundaiu, jakoś się do tego przyzwyczaiłem. Podobnie jak w Bayonie, denerwujący jest system martwego pola, który przy zmianie pasa ruchu, po wyprzedzeniu auta jadącego prawym pasem, bardzo nerwowo i długo informuje o niebezpieczeństwie. Na szczęście odrobina soli na drodze, potrafi go bardzo szybko unieszkodliwić! Poza tym nie mam zastrzeżeń i spokojnie mógłbym mieć takie auto na co dzień, no może poza bagażnikiem, którego pojemność 374 l jest nieco zbyt mała, jak na moje potrzeby.

Hyundai Kona N-Line. Kupić, nie kupić?

Bojowy wygląd, ale Kona N i tak jest lepsza (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Gdybym szukał mocnego crossovera – nie zastanawiałbym się ani chwili i brał… 280-konną Konę N. Testowe auto jest satysfakcjonujące, ale coś mi się wydaje, że ze 120-konnej odmiany Kony też byłbym zadowolony. Pewnie, że ma gorsze osiągi, ale i niższe spalanie. Do tego jest wyraźnie tańsza. Poliftowa Kona to bardzo udane auto, z wieloma zaletami i raptem kilkoma wadami.

Total
0
Shares