Wszyscy o nich wiemy, ale boimy się zapytać. Postanowiłem zebrać kilka naprawdę wyjątkowych tematów związanych z japońską motoryzacją, o których być może słyszeliście. Od osobliwie umieszczonych lusterek, przez limit mocy i prędkości aż po modę na samochody z kierownicą po lewej stronie. Serdecznie zapraszam!
Lusterka na błotnikach
Zawsze mi się podobały, bo były np. w Datsunie 240Z. Feder mirrors, czyli lusterka na błotnikach wyglądają obłędnie, ale ich użyteczność zawsze wydawała mi się taka sobie. Do tego ustawianie wymaga przecież drugiej osoby! W końcu miałem okazję zobaczyć co w nich widać i potwierdziły się moje teorie na ten temat – nie jest to najlepsze rozwiązanie. Skąd one się wzięły? Początkowo chodziło o… opady deszczu. Lusterka miały być bowiem widoczne przez szybę, która została wyposażona w wycieraczki. Co ciekawe był to regularny przepis, który obowiązywał w Japonii do połowy lat 80! Stąd tego typu elementy znajdziecie w autach, które na innych rynkach dawno miały już lusterka na słupku A. Stąd też moda, aby w starych JDM-ach (nawet jeśli są z rynku USA) stosować tego typu gadżety. Zresztą feder mirrors długo nie zniknęły w Japonii i wciąż można zobaczyć je np. w autach policji, czy też taksówkach.
Drzwi bez ramek w limuzynach
Coś, co bardzo mi się podoba. Trochę z tego powodu kupiłem Nissana Glorię Y33. Brak ramek w szybach jest charakterystyczny dla samochodów coupe, ale kiedyś w Europie w czterodrzwiowych sedanach występował rzadko (dzisiaj zdarza się w “czterodrzwiowymi coupe” np. w BMW czy Mercedesie). Japończycy takie nadwozie określają zwyczajowo mianem hardtop. Co ciekawe niektóre japońskie marki sprzedawały tego typu modele w Europie np. Subaru. Inne miały wersje bez ramek na rynek wewnętrzny, a z nimi na inne. Tu najlepszym przykładem jest stary Nissan Laurel C32, który w wersji na Japonię nie ma nawet słupka B (w Glorii go mam, ale ona spełnia już bardziej rygorystyczne normy zderzeniowe), a w odmianach europejskich (zwykle z dieslem) ma słupki w każdych drzwiach. Oprócz bezramkowych szyb cechą charakterystyczną 4doorsów JDM jest także tylna szybka, która chowa się pod kątem i niecałkowicie. Ot, taki japoński cymesik.
280 koni i nic więcej
Słynna dżentelmeńska umowa japońskich producentów, która obrosła już legendą. Dowiedziałem się o niej podczas grania w pierwszą część Gran Turismo. Zdziwiłem się, że wszystkie japońskie modele sportowe miały nominalnie 280 KM. Wszystko zaczęło się w zasadzie w latach 80. Boom inwestycyjny sprawił, że ludzie zaczęli się bogacić, interesowały ich więc coraz mocniejsze samochody. Producenci dostrzegli niszę i z roku na rok oferowali coraz mocniejsze fury. Niestety doszły do tego wyczyny drogowe gangów i różne nielegalne wyścigi, drifty itp. Zrobiło się więc mniej bezpiecznie, co nie było korzystne dla polityków, którzy muszę przecież zapewniać bezpieczeństwo, no przynajmniej teoretycznie. Naciski na producentów zrobiły swoje. Zdecydowano się wybrać najmocniejszy z oferowanych wówczas, pod koniec lat 80 model i na podstawie jego mocy ustalić limit. 280 KM miał wtedy doładowany Nissan Z32. Limit przestał obowiązywać dopiero w 2004 r., ale wtedy większość odjechanych aut sportowych już w zasadzie przestawała istnieć.
Auta z kierownicą z lewej
Największym marzeniem miłośnika motoryzacji w Japonii jest posiadanie auta z kierownicą z lewej strony. Egzotyka. Przyznam się bez bicia, że mam podobnie i uwielbiam auta JDM z kierownicą z prawej. W Japonii europejskie auto LHD długo było wyznacznikiem luksusu. Wszystko to z powodu wysokich opłat importowych, które sprawiały, że dobre japońskie limuzyny z silnikami turbo kosztowały tyle co Opel Astra (w Japonii mają wszystkie modele i Astrę też; widziałem tam nawet Buchankę). Honda przez pewien czas oferowała w salonach japońskich Accorda wyprodukowanego w USA, który miał kierownicę z lewej strony! I Japończycy ją kupowali. To z powodu zamiłowania miejscowych do aut LHD tak dużo importujemy z Japonii Mercedesów i Porsche, których nie trzeba przekładać, a znając pedantyzm Japończyków, można liczyć na ich dobry stan. Do tego w Japonii okresowe przeglądy są bardzo wymagające, co powoduje, że stan używanych samochodów jest wyraźnie lepszy niż w wielu krajach europejskich.
Kei cary
Jak najłatwiej poznać, że z tym rodzajem auta mamy do czynienia w Japonii? Wystarczy spojrzeć na rejestrację – osobówki mają tablice żółte, a kei cary wykorzystywane firmowo białe z żółtymi znakami. Różnorodność samochodów tego typu jest naprawdę ogromna, co więcej większość z nich nie była dostępna po za Japonią.
Skąd się wzięły? Oczywiście z powojennej chęci szybkiego rozwoju – kei cary miały być tanim impulsem do kupowania i motoryzowania Japonii. Co ciekawe początkowo średnio to szło, ale po tym jak wtrąciło się państwo wszystko ruszyło. Obecnie opłaty za samochód zależą od jego pojemności im mniejsza, tym mniejsze i stąd kariera tych małych samochodzików. Płaci się też mniejsze podatki po przeglądzie, gdy używa się kei cara. Podobnie mniej zabiera państwo gdy takie auto kupimy. Po prostu to się opłaca. Ostatnim elementem jest fakt, że w większości japońskich miast aby mieć auto trzeba posiadać miejsce parkingowe. Z tego przypisu zwykle wyłączone są właśnie auta na żółtych tablicach.