Japońska motoryzacja w latach 80. przeszła przez fazę fascynacji turbo. Jest to zrozumiałe – przepisy dotyczące kai-carów ograniczały ich pojemności. Dzisiaj mały przegląd turbo-maluchów sprzed lat, które dzisiaj są już niezłą gratką. Jeden z nich był nawet dostępny na rynku europejskim!
Małe, doładowane silniki wcale nie są domeną współczesności. Od wielu już lat temat ten jest ćwiczony w Japonii. Część z modeli, powstałych w latach 80. ubiegłego wieku trafiło nawet na inne rynki. Czym się charakteryzują, poza tym, że wszystkie mają turbodoładowanie? Maluszki mają też niską masę, naklejki na nadwoziu i sportowe wnętrza – wszystko w cudownym klimacie sprzed lat. Dzisiaj też już coraz rzadziej można je spotkać na sprzedaż, a ich ceny sprawiają, że raczej nikt już nimi nie upala.
Honda City Turbo
Pisząc o małych turbo autach, trzeba zacząć od Hondy City w dwóch wcieleniach: Turbo i Turbo 2. Bardzo długo ten model był jedną z niewielu turbodoładowanych Hond (poza kei-carami). City to oczywiście model, który u nas sprzedawany był pod nazwą Jazz, ale wersje Turbo przeznaczono jedynie na rynek JDM. Samochód wymyślił syn założyciela firmy – Hirotoshi Honda, który chciał mieć w dywizji Mugen samochód w formacie “mini”. W 1982 roku zaprezentowano wersję Turbo, a rok później Turbo 2. Ta druga miała nieco poszerzone nadwozie i produkowana była dłużej, bo aż do 1986 roku. Samochód po przeróbkach (City Mugen Hyper) z powodzeniem brał udział w wyścigach. Podstawowe Turbo miało silnik R4 o pojemności 1,2 litra i mocy 99 KM. Turbo 2, które otrzymało m.in. intercooler, dysponowało 110 końmi. Pierwsza wersja rozpędzała się do „setki” w 8,6 s., dane dotyczące drugiej nie są znane. Masa pierwszej wahała się od 690 do 700 kg, Turbo 2 ważyło między 735-745 kg. Do kompletu (jak do każdego City) można było zamówić składany skuter – Motocompo.
Daihatsu Charade Turbo
Już w drugiej generacji Charade (1983-88) doczekało się małej turbosprężarki, która znalazła się w wersji Turbo oraz De Tomaso Turbo. Dzięki niej trzycylindrowy silnik 1.0 Daihatsu miał aż 80 KM. Współpraca z De Tomaso zaowocowała nawet rajdową wersją z silnikiem umieszczonym centralnie, nawiązującym do rajdowego Renault 5 Turbo. Nie doczekała się ona jednak wersji fabrycznej. Turbo pojawiło się także w drugiej generacji modelu, która debiutowała w 1987 roku. W tym wypadku silnik 1.0 otrzymał nie tylko turbinę, ale także intercooler, wtrysk i cztery zawory na cylinder. Pozwoliło mu to rozwinąć skrzydła do około 100 KM (są drobne różnice w mocach między rynkami sprzedaży). Niestety Daihatsu (pewnie przez Renault) nie mogło nazwać tego modelu w Europie po prostu Turbo, zastosowano więc wariację na temat nazwy GTi, która brzmiała GTti. Dostępna była także lepiej wyposażona wersja GT-XX, którą oferowano głównie na rynku wewnętrznym. Danych dotyczących przyspieszenia do 100 km/h niestety nie znalazłem, ale zakłada się, że były one mniejsze niż 8 s.
Nissan March Turbo
Kolejną kultową kieszonkową rakietą jest Nissan March, czyli nic innego jak Micra na rynek wewnętrzny. W pierwszej generacji (K10) dostępne były aż trzy wersje usportowione – R, Turbo i Turbo S, zwane także Super Turbo. Co ciekawe w Europie ich nie oferowano, ale zdarzały się rynki, które miały wersję Super S, która miała bodykit z odmiany Turbo S. Wersje z turbo powstały, bo na początku lat 80. Nissan powołał do życia markowy, wyścigowy puchar: March Little Dynamite Cup Race. Aby w nim wystartować, poza licencją, konieczny był zakup najbardziej spartańskiej wersji R. Niezależnie od odmiany, każdy doładowany March miał ten sam litrowy silnik o mocy 110 KM. Ciekawostką były półsferyczne komory spalania. Na tym jednak nie koniec, bo jednostka ta oprócz turbosprężarki, miała również kompresor. March Turbo również przyspieszał w czasie poniżej 8 s. do 100 km/h. Mnie osobiście najbardziej ujęła kierownica z odmiany Turbo, na której narysowano wykres przebiegu mocy i momentu obrotowego.
Toyota Starlet Turbo
Dawno dawno temu, gdy nie było jeszcze GR Yarisów, nie było nawet Yarisów Turbo, Toyota oferowała małe turbosprężarki do modelu Starlet. Trafiły one do trzeciej generacji modelu (już tej przednionapędowej). Pełna nazwa modelu to Starlet GT Turbo S Limited, powstała by homologować ten model w rajdowej grupie A. Model oferowany tylko na rynek wewnętrzny ma oczywiście wszędzie napisy Turbo (nawet na sportowej kierownicy), a do tego cyfrowy wskaźnik doładowania na desce rozdzielczej. “Limited” w nazwie nie jest żartem, bo chociaż nie wiemy, ile uturbionego Starleta P70 powstało, jest to pojazd niezwykle rzadki. Samochód wyposażono w silnik 1.3 (2E-TELU) o mocy 105 KM, który współpracował z manualną pięciobiegową przekładnią. Przyspieszenia do 100 km/h nikt nie podaje, ale wiadomo, że wóz miał masę 740 kg, co czyniło z niego niezłe przednionapędowe, kieszonkowe narzędzie do zapierdzielania. Wersja S mogła mieć także elektronicznie regulowane zawieszenie, które dostosowywało się do stylu jazdy kierowcy. Firma nazywała je TEMS, czyli Toyota Electronically Modulated Suspension. Co ciekawe P70 doczekało się następny, czyli uturbionej wersji P80, ale w latach 90. era małych kieszonkowych rakiet zdecydowanie przeminęła. Zresztą te z lat 80. były wyjątkowe, nie tylko przez kolorowe okleiny nadwozi, ale przede wszystkim przed fakt, że większość z nich starowała w zawodach sportowych.