W zeszłym tygodniu napisałem o japońskich supercarach. O jednym zapomniałem. Dzisiaj czas na niego – zapraszam na tekst o Lexusie LFA, jedynym seryjnym, japońskim aucie z silnikiem V10, którego powstało jedynie 500 egzemplarzy.
Ten model dostępny był w sprzedaży jedynie przez dwa lat – od grudnia 2010 do grudnia 2021 roku. Trochę dlatego też nie trafił do mojego zestawienia japońskich supercarsów – dla mnie wciąż jest po prostu nowym samochodem, a ja z założenia pasjonuję się starymi. Prawda jest jednak taka, że LFA spełnia wszystkie wymogi stawiane przed superautem i jest bardzo unikatowy, dlatego postanowiłem o nim napisać.
Gdzie kupić Lexusa LFA?
LFA wyprodukowano raptem 500 sztuk, z czego tylko 40 trafiło do Europy, a 178 do USA. Według danych importera w Polsce sprzedano dwa Lexusy LFA. Co ciekawe model czasem pojawia się na rodzimym rynku wtórnym. Auto z przebiegiem 6 tys. km oferował salon Lexusa z Krakowa i w marcu 2020 roku wystawione było za… 2,5 miliona złotych. Auto miało taką konfigurację kolorystyczną jako jedyna na świecie – chociaż to aż tak nie dziwi, bo podobno Lexus dawał aż 30 miliardów specyfikacyjnych kombinacji. Podobno też, w centrali firmy znaleźć można opis każdego z egzemplarzy na 3 i pół tysiąca stron!
Obecnie srebrnego (ale oklejonego na czerwono) LFA ma na placu pewien sprzedawca luksusowych aut z Krapkowic. Cena 770 tys. euro jest w zasadzie taka sama tak egzemplarza oferowanego dwa lata temu, a samo auto również jest unikatowe. Dodajmy, że jest to trzeci LFA z 500 wyprodukowanych. Samochód ma też specjalny zestaw walizek, które mieszczą się idealnie w jego bagażniku.
Jeden samochód oferowany jest także w Niemczech/Francji i jego cena dochodzi do 900 tys. euro. (ten polski w przeliczeniu, wyceniony jest na 770 tys. euro). Nowe LFA kosztowało w Niemczech 375 tys. euro, dość szybko więc zdrożało. Ale to nie jedyna przesłanka, przemawiająca za tym, że mamy do czynienia z supercarem.
Najdroższy używany Lexus
Za projekt Lexusa LFA (który początkowo miał być sportową Toyotą) odpowiedzialny był Haruhiko Tanahashi, który wcześniej skonstruował Toyotę Celikę GT-Four (ST165). Auto współtworzył kierowca Hiromu Naruse, który zjadł zęby na północnej pętli pewnego niemieckiego toru wyścigowego (nie dożył niestety jego premiery, gdyż zginął w wypadku samochodowym, wracając właśnie z tego toru). Zachowały się nawet pierwsze szkice auta, narysowane na barowych serwetkach.
Oczywiście sam pomysł to było za mało, trzeba było znaleźć odpowiedniego sojusznika w zarządzie. Z pomocą przyszedł Akio Tojoda odpowiedzialny wtedy za Toyotę w Chinach. Ten sam, który dzisiaj jest prezesem i któremu zawdzięczamy powstanie takich modeli, jak chociażby Yaris GR Four. Podobno Toyota bardzo nie chciała tego modelu i tylko cudem udało się przekonać zarząd, że to będzie wizerunkowy sukces. Po latach wiemy, że wyliczenia okazały się słuszne, a do każdego auta trzeba było dopłacać i to pomimo wysokiej ceny w salonie. Nie zmienia to faktu, że nie ma drugiego Lexusa, który tak szybko podwoiłby swoją wartość na rynku wtórnym, względem tego za ile oferowany był jako nowy. W stracie na każdym LFA bardzo pomógł fakt, że samochód w 65 procentach wykonany został z włókna węglowego (na początku miał być głównie aluminiowy), a była to technologia bardzo kosztowna, a do tego niezbyt opanowana przez koncern produkujący wtedy głównie Corolle i Camry.
LFA i Gazoo Racing
Na szczęście podczas 10 lat przygotowywań samochodu, jego główny entuzjasta Akio Tojoda awansował i mógł zdecydowanie więcej. Do tego dochodził fakt, że był też coraz lepszym kierowcą wyścigowym. To pewnie dlatego udało się założyć sportową dywizję Toyoty o nazwie Gazoo Racing (dzisiaj już doskonale znaną i utytułowaną), która powołano po to, aby jeszcze przed rozpoczęciem produkcji, startować w 24-godzinnym wyścigu na torze Nurburgring. Miało to miejsce trzy lata z rzędu, do tego w ostatnim roku, w LFA za kierownicą, pojawił się sam Akio (pod pseudonimem), który miesiąc po starcie, został prezesem całego koncernu Toyoty! W tym samym 2009 roku auto zostało oficjalnie zaprezentowane światu, ale pierwszy egzemplarz zjechał z taśmy dopiero 14 miesięcy później – Lexus wciąż dopracowywał ten model! Każdy z 500 samochodów został wykonany ręcznie, ręcznie składano także silniki tego modelu, którym należy się osobny akapit tego teksu.
Lexus LFA ma V10 od Yamahy
Na samym początku twórcy projektu spisali sobie 500 cech, jakie ich auto mieć powinno. Jedyną z nich było oczywiście silnik V10 – jedyny seryjny motor tego typu w historii Japonii. Jak to zwykle bywa u Toyoty (do której Lexus należy), jego opracowanie powierzono inżynierom Yamahy. Jednostka to prawdziwy majstersztyk – ma tytanowe korbowody i zawory oraz system VVTi. Kąt rozchylenia cylindrów to tylko 72 stopnie, dzięki czemu silnik ten ma wyjątkową kulturę pracy. Wolnossące V10 ma pojemność 4,8 litra i moc 560 KM (571 KM w wersji limitowanej). Do tego jest to jednostka wysokoobrotowa, która może kręcić się aż do 9,5 tys. obr., a moc maksymalną osiąga przy 9! Maksymalny moment obrotowy – 480 NM, dostępny jest zaś w bardzo szerokim zakresie obrotów. Motor V10 jest też wyjątkowo lekki, dzięki szerokiemu zastosowaniu lekki stopów, waży jedynie 200 kg. LFA jest oczywiście szybki – pierwszą setkę osiąga po 3,7 sekundach, a jego prędkość maksymalna to 325 km/h. Jednak nie osiągi podobno najbardziej zapadają w pamięć w jego wypadku, a brzmienie wolnossącej jednostki V10. Moc przenoszona jest za pomocą sekwencyjnej skrzyni na tylne koła. Auto jak przystało na wyścigówkę przeznaczona na Nurburgring (była też wersja specjalna na ten tor Nurburgring Package, której powstało 50 sztuk), ma mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu (Torsen). LFA ma budowę trasaxle, czyli skrzyni biegów znajduje się tutaj na tylnej osi, a umieszczony z przodu silnik, jest przesunięty w kierunku kabiny. Sprawia to, że rozkład masy jest lepszy (48:52), co w połączeniu z zaawansowaną aerodynamiką, sprawia, że LFA genialnie się prowadzi.
Lexus LFA: Podsumowanie
Lexus LFA jest bardzo dopracowanym modelem, ale chyba mocno niedocenianym. Wielka szkoda, bo to jeden z lepszych supersamochodów z Kraju Kwitnącej Wiśni. W tym roku świat obiegła plotka, że LFA ma doczekać się kontynuacji. Niestety, mimo rzekomych 1000 koni i 2 sekund do „setki”, w miejscu 10 garów nie pojawi się już tutaj żaden, bo nowy LFA ma być tylko autem EV. Wielka szkoda.