Wybór samochodu elektrycznego staje się coraz bardziej realną sprawą dla wielu osób decydujących się na nowe auto. Czy to już czas na elektryka?
Zanim przejdę do opisu realnych problemów, które czekają dziś na użytkowników aut elektrycznych, to pragnę zapewnić Was, drodzy Czytelnicy, że jestem ich wielkim fanem. Większość z nich jest niesamowicie szybka, praktycznie każdy z nich świetnie reaguje na gaz, a jazda z odzyskiwaniem energii przy użyciu jednego pedału jest czymś bardzo naturalnym. Za każdym razem, gdy wysiadam z takiego wozu i znów jadę trzęsącym się, hałasującym autem spalinowym, to czuję się, jakbym przenosił się do przeszłości. Ale czy już czas, żeby zastąpić swój obecny samochód autem na prąd?
Którego wybrać?
Niedawno opublikowaliśmy materiał, w którym omawiamy większość rynkowych elektrycznych nowości. Spora część z nich to auta bardzo drogie, których celem jest uzupełnić kolekcję swoich właścicieli i pokazać, że auto elektryczne to nie tylko zabawka. Ale wśród nich jest też cała rzesza pojazdów, które na celowniku mają szersze grono konsumenckie. Najlepszym przykładem takiego auta jest Nissan Leaf, który sprzedał się w ilości ponad pół miliona sztuk na całym świecie.
„range anxiety”
Pionierski model Nissana miał najpierw baterię wielkości 24 kWh, dziś dysponuje już akumulatorem o pojemności 62 kWh. Dlaczego na przestrzeni kilku lat wielkość akumulatorów zwiększyła się dwuipółkrotnie? Odpowiedzią jest największy problem trapiący samochody elektryczne – zasięg. W języku angielskim powstało nawet specjalne określenie „range anxiety”, które oznacza po prostu strach przed tym, że zabraknie prądu. Strach, który mnie osobiście często towarzyszy nawet, gdy auto ma pełny akumulator. Ale czy faktycznie w 2021 jest to nadal realny problem? Jak najbardziej, oto dlaczego.
Wolność i swoboda
Samochód przez ponad 120 lat swojego rozwoju dał człowiekowi mobilność i wolność podróżowania. Weźmy takie auto spalinowe. Jeżeli jest technicznie sprawne, to nie ma problemu, żeby praktycznie bez minuty planowania wsiąść za jego kierownicę i pojechać na drugi koniec kontynentu. Stacje paliwowe są dosłownie wszędzie, a najlepszą trasę, w mgnieniu oka, wybierze za nas nawigacja. A nawet, gdyby samochód się zepsuł – to nie będzie problemu z jego naprawą. W całej Europie jest mnóstwo serwisów. Jeśli tylko mamy czas i pieniądze, to możemy bez minuty zawahania się ruszać nawet teraz. A co gdybyśmy chcieli zrobić coś takiego autem elektrycznym?
Elektryczne planowanie
Taką podróż trzeba by niestety już zaplanować i to bardzo skrupulatnie. Przecież elektryka trzeba ładować, a to oznacza, że trzeba ustalić, gdzie po drodze znajdują się ładowarki. Trzeba sprawdzić każdą z nich, jak szybko może naładować nasz samochód oraz ile kosztuje na niej prąd. Dla pewności należałoby również zalogować się na stronach wszystkich dostawców prądu na ładowarkach, z których mamy zamiar skorzystać, żeby nie utknąć przy “wodopoju”, czekając na wsparcie infolinii. Pamiętajmy też, że ładowarki mają ograniczoną liczbę miejsc oraz, że niestety zdarzają się awarie, które mogą wyłączyć urządzenie lub je spowolnić. Aha, i robiąc to wszystko, nie zapomnijmy podpiąć auta do gniazda ładowarki, bo przecież chcemy ruszyć z pełnym bakiem, a – jak wiemy – ładowanie trwa…
…i jeszcze więcej planowania
Nawet to, co wpiszemy do nawigacji w przypadku podróży elektrykiem nie jest takie oczywiste. Bo, o ile cel podróży jest ten sam, to w nawigacji wybierzemy nie miejsce docelowe, a ładowarkę, do której musimy jechać najpierw. Żeby to dobrze zrobić, to musimy znać realne możliwości naszego elektryka jeśli chodzi o zasięg. Nie wartość, którą podaje komputer, ale ten faktyczny, realny zasięg. Niestety wskazania pokładowego komputera często są jedynie orientacyjne, a więc jeśli by się na tym chwilę zastanowić, to podróż elektrykiem musimy zacząć od kilkudniowego nauczenia się go – żebyśmy mogli skutecznie zaplanować postoje.
Elektryczne problemy c.d.
A co jeśli po wyjechaniu okaże się, że energii ubywa szybciej, niż zakładaliśmy? Wtedy może trzeba rozważyć wyłączenie ogrzewania (w autach elektrycznych ma ono często bardzo duży wpływ na zużycie energii – zasięg spada nawet o 10%). A może, zamiast dozwolonej prędkości autostradowej powinniśmy jechać 90 km/h z tyłu wielkiej ciężarówki, która pomoże w oszczędzaniu, tworząc tunel aerodynamiczny? Jest jeszcze jedno rozwiązanie – jechać drogami krajowymi – tam można odzyskiwać energię z hamowania. Ale ile wtedy taka podróż potrwa?
Elektryczne podróże? Tak, fajne hobby
To bardzo realne pytania, które nie raz zadawałem sobie za kierownicą auta elektrycznego. To wszystko sprawia, że w rzeczywistości podróżowanie samochodem elektrycznym, przynajmniej w Polsce, staje się sposobem na urlop samym w sobie. Jeśli podejdziemy do tego jak do hobby, akceptując to, że jedziemy od ładowarki do ładowarki i cieszymy się bezszelestną mocą elektryka i zwiedzaniem miasteczek, w których robimy postoje, to czemu nie! Ale co, jeśli chcemy dotrzeć na miejsce jak najszybciej?
100 lat wstecz
Niestety na obecną chwilę proces poruszania się autem elektrycznym zbliżony jest do tego, jak wyglądała jazda autem spalinowym 100 lat temu. Wtedy to również kierowcy również zastanawiali się, czy w kierunku, w którym jadą, znajduje się apteka, gdzie będą mogli kupić benzynę. Na dodatek czy będzie akurat otwarta i czy będzie w niej wystarczająco dużo paliwa…
Dobre wieści – klamka zapadła
Rozbudowanie infrastruktury płynnie funkcjonujących stacji benzynowych zajęło dekady. W przypadku ładowarek elektrycznych proces ten również zdaje się trwać (jak na dzisiejszy rozwój technologii) dość długo, ale z innego powodu. Po prostu dostawcy prądu i producenci samochodów do tej „obwąchiwali się” wzajemnie, żeby sprawdzić, czy inwestowanie w tego typu technologię jest uzasadnione biznesowo. Ku pokrzepieniu serc dodam, że stało się. Klamka zapadła i teraz możemy spodziewać się bardzo dużego boomu zarówno w pojawianiu się na rynku nowych modeli aut elektrycznych jak i punktów ładowania. „Lokalnie bezemisyjna” przyszłość jest już tuż tuż.