Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Nowoczesne systemy wsparcia kierowcy. Bezcenne, ale i groźne

Każdy kij ma dwa końce. Nowoczesne systemy wsparcia kierowcy ratują życie, ale także rozpraszają i rozleniwiają.

Coraz częściej spotykamy systemy zapobiegające kolizjom lub minimalizujące ich skutki. fot. materiały prasowe

Zacznijmy od tego, że nowoczesne systemy wsparcia kierowcy (zwane w skrócie z angielskiego ADAS), jeśli prawidłowo używane, nie powodują żadnych kłopotów. Prawidłowo, czyli z szacunkiem, odpowiedzialnie i w żadnym wypadku bezkrytycznie. Chodzi o to, że systemom tym należy ufać, ale sprawować nad nimi pieczę: a zatem w odpowiedni sposób używać.

Obowiązkowe systemy bezpieczeństwa

Dobrym przykładem są systemy, które od dekad są obowiązkowe, a należą do ADAS. Mowa o oczywistych z dzisiejszego punktu widzenia systemach ABS i ESP (system zapobiegający blokowaniu kół podczas hamowania i system stabilizujący tor jazdy podczas pokonywania zakrętu lub na nawierzchni z ograniczoną przyczepnością). Jeśli kierowca posiadający auto z ABS-em nie zahamuje błyskawicznie, używając całej siły, i nie przytrzyma pedału hamulca do końca, jednocześnie kierując, to ABS nie zadziała prawidłowo. Idąc dalej, jeśli kierowca wjedzie w zakręt na pokrytej gołoledzią nawierzchni ze zbyt dużą prędkością, to system ESP nie ustabilizuje toru jego jazdy, a ta skończy się na drzewie.

Unia Europejska wprowadza obowiązkowe systemy wsparcia

Konkluzja jest prosta. Systemów wsparcia kierowcy jest dziś kilkadziesiąt. Sporo już trafiło (przynajmniej w Unii Europejskiej) na listę obowiązkowo montowanych, kilka nowych trafi wkrótce. Przykładowo od maja 2022 każdy nowy samochód osobowy i dostawczy w UE będzie musiał być obowiązkowo wyposażony w inteligentne dostosowanie prędkości, ułatwienie w montażu alkomatu blokującego zapłon, monitorowanie senności i uwagi kierowcy, zaawansowany system wykrywania rozproszenia uwagi, awaryjny sygnał stopu, wykrywanie obiektów przy cofaniu, zaawansowany system hamowania (automatyczne wykrywanie możliwości zderzenia, uruchamiające układ hamulcowy), utrzymywanie pojazdu na pasie ruchu i „czarną skrzynkę”, czyli rejestrator danych na temat wypadków.

System monitorujący ruch poprzeczny podczas wyjeżdżania. fot. materiały prasowe

Systemy wsparcia nie zastąpią kierowcy

To jest bardzo dobra wiadomość, ale zostańmy na chwilę adwokatami diabła. Żaden z tych systemów nie spełni pokładanej w nim nadziei, jeśli będzie używany nieprawidłowo. Przykłady możemy podać banalne, ale potwierdzające zagrożenie. Co, jeśli kierowca, którego ostrzeże zaawansowany system wykrywania rozproszenia uwagi, zamiast przerwać jazdę, wypije siódmą kawę i pojedzie dalej? Co, jeśli system utrzymywania pojazdu na pasie ruchu będzie działał, a kierowca postanowi sprawdzać, co dzieje się na portalach społecznościowych podczas jazdy? Co, jeśli inteligentne dostosowanie prędkości odczyta znak drogowy z ograniczeniem owej prędkości i da kierowcy znak (dźwiękiem i impulsem na pedale gazu), a kierowca zamiast zwolnić –  przyspieszy?

System rozpoznający ograniczenia prędkości. fot. materiały prasowe

Rzecz w tym, że za wprowadzeniem ADAS powinno iść szkolenie kierowców i uświadamianie ich, że systemy nie zastępują kierowcy, ale go wspomagają. Nie inaczej niż wszystkie inne urządzenia, w tym domowe, jak zmywarka, blender i lodówka.

Smartfon przyczyną wypadków

Bezrefleksyjne poleganie na systemach to jedno. Drugi problem jest jeszcze bardziej kontrowersyjny, a polega na celowym postępowaniu wbrew przepisom w związku z faktem posiadania ADAS. Amerykański urząd ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego (National Highway Traffic Safety Administration, NHTSA) stwierdził po przeprowadzeniu stosownych badań, że 25 proc. amerykańskich kierowców w związku z posiadaniem konkretnych systemów wsparcia (utrzymanie w pasie ruchu, aktywny tempomat, ostrzeżenie o kolizji) podczas jazdy załatwia sprawy służbowe, wysyła e-maile, ogląda filmy i korzysta z portali społecznościowych. Jak się okazuje, za oceanem rozmawianie przez telefon jest najlżejszym z wykroczeń! Kierowcy zachowują się dużo gorzej, a rezultaty są opłakane. Już 25 proc. wypadków śmiertelnych na amerykańskich drogach ma jedną przyczynę, której na imię smartfon (używany podczas jazdy bezkarnie – dlatego, „że przecież są systemy wsparcia kierowcy”).

Ani kamery, ani sensory, ani czujniki, ani noktowizja nie zdejmują i nie zdejmą z kierowcy odpowiedzialności, przynajmniej do czasu pojawienia się samochodów autonomicznych.

Co za tym idzie – rozproszenie, robienie kilku rzeczy jednocześnie – jedzenie, sprawdzanie wiadomości, zerkanie na film, ustawianie nawigacji podczas poruszania się, wydawanie komunikatów głosowych samochodowi – będzie miało fatalne skutki, jeśli buntownikiem przeciwko systemom wsparcia kierowcy okaże się… kierowca.

Total
0
Shares