SUV-y klasy B to niezwykle ważne samochody dla wielu producentów. Mają atrakcyjne, podniesione nadwozia i ceny pozwalające dotrzeć do dość szerokiego grona potencjalnych odbiorców. Zasięg tego segmentu wciąż się powiększa i już dziś stanowi 18% sprzedaży wszystkich nowych pojazdów w Europie. Doskonale wie o tym Opel, który swojego przedstawiciela w tej klasie, czyli Mokkę sprzedał dotąd w ponad milionie egzemplarzy. Idąc za ciosem i rozpychając się łokciami na wymagającym, pandemicznym rynku, ten niemiecki gracz z grupy PSA pokazał właśnie nową odsłonę swojego niewielkiego crossovera. Miałem już okazję już usiąść za jego sterami i śpieszę podzielić się z wami pierwszym wrażeniem.
Opel Mokka, czyli zupełnie nowy design
Opel w swojej komunikacji dużą wagę przywiązuje do designu i w sumie ma rację. Mokka wygląda bardzo nowocześnie, wręcz futurystycznie, a jednocześnie przyjaźnie, dzięki „uśmiechniętej” linii reflektorów i osłony chłodnicy. Prawie bez charakteryzacji mogłaby wystąpić w kolejnej części kultowej, dziecięcej kreskówki „Auta”. Uwagę zwracają dobre proporcje, dość długa maska i krótkie zwisy z przodu i z tyłu. Ten samochód wygląda nieporównywalnie lepiej niż model Crossland, grający w tym samym segmencie, choć, jak twierdzi Opel, to auta przeznaczone dla zupełnie innych klientów. W zależności od wersji z przodu zobaczymy sporą, chromowaną lub czarną nową błyskawicę Opla, a z tyłu rozciągnięty (zabieg stylistyczny poszerzający nadwozie) napis MOKKA. Bardzo dobrze dobrano wszelkie przetłoczenia, a seryjne tylne światła LED są wąskie i zwyczajnie ładne. Współczynnik oporu powietrza wynosi 0,32.
Trochę tradycji we wnętrzu
Pozycja za kierownicą naturalna, a po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów mogę stwierdzić, że było mi wygodniej niż np. w Volkswagenie T-Roc, choć fotele nie mają atestów AGR. Jeździłem najbogatszą wersją wyposażeniową Ultimate, więc wrażenia mogą być nieco zakłamane, bo początek cennika może wyglądać zgoła inaczej. Tutaj na drzwiach dostaniemy nawet trochę alcantary i dodatki mające przypominać włókno węglowe. Opel reklamuje Pure Panel, czyli dwa ekrany, które nie rozpraszają i są lekiem na „za dużo cyfryzacji”. Środkowa konsola, niczym w starych BMW zwrócona jest w stronę kierowcy. Dotykowy ekran działał bez zarzutu, a co najfajniejsze – jest też trochę tradycyjnych przycisków, czyli mamy ukłon w stronę trochę starszej grupy tradycyjnych klientów, która w najnowszych multimediach nie jest biegła. Tylnej kanapy nie sprawdzałem, ale bagażnik wygląda nieźle. Ma 350 litrów pojemności i podwójną podłogę. To wartość, którą znajdziemy w niektórych kompaktach, więc tym bardziej tutaj powinno wystarczyć.
Bez nowoczesnych technologii ani rusz
Zaawansowane technologie są teraz wszędzie, nie dziwi więc, że ten niewielki SUV również dostał solidną ich porcję. Jeździłem Mokką w dzień, nie było więc szans sprawdzić, czy adaptacyjne matrycowe reflektory dają radę. Z innych modeli Opla wiem jednak, że Niemcy potrafią konstruować skuteczne reflektory i jest to stanowczo opcja, którą powinniście zaznaczyć, tym bardziej że cena jest całkiem rozsądna (3 100 zł, w wersji Ultimate seryjne). Zdążyłem się jednak przekonać, że system hamowania awaryjnego działa, jak również adaptacyjny tempomat i utrzymywanie auta na swoim pasie ruchu. Pakiet NCAP4, który zawiera te elementy, dostępny jest w wersjach Elegance i GS Line za 2 400 zł, w najbogatszej Ultimate jest seryjny. Panoramiczna kamera cofania 180 stopni jest seryjna już od drugiego poziomu Elegance. Obraz z niej mógłby być lepszy, bo niemiecka, czy japońska konkurencja potrafi zrobić to lepiej, niemniej jednak dzisiaj to element w samochodzie niezbędny. Aplikacja MyOpel pozwala między innymi zdalnie ogrzać lub schłodzić wnętrze pojazdu, wypróbujemy jej działanie przy dłuższym teście.
Nowa Mokka idzie w prąd, ale są też spaliny
Jeździłem Oplem Mokka-e, czyli elektrykiem wyposażonym w identyczny, jak Corsa-e napęd. Maksymalnie 136 KM generowanych jest w trybie Sport, w trybie Normal mamy 109 KM, a w trybie Eco 82 KM. Bateria ma 50 kWh pojemności, a dzięki niej auto przejedzie do 324 kilometrów na jednym ładowaniu. Pamiętajcie jednak, że elektryki są niezwykle czułe na zmiany nie tylko temperatury, jak pokazał nasz ostatni test Audi e-tron Sportback, ale też na styl jazdy i prędkość, z jaką się poruszamy. Zatem jeśli jest mróz, a wy wyjedziecie na autostradę i będziecie pędzili „ile fabryka dała” to zasięg drastycznie spadnie. Na stronie Opla można znaleźć kalkulator, który przeliczy, ile kilometrów przejedziemy na jednym ładowaniu, w danych warunkach. Warto sprawdzić. Mokkę-e możemy ładować z prądem o maksymalnej mocy 100 kW. Domowa stacja ładowania, która jest niezbędnym zakupem przy samochodzie elektrycznym, napełni rozładowaną baterię w 5 godzin i 15 minut. Ta o mocy 11 kW kosztuje 3 962 zł. Warto zauważyć, że Opel, dzięki nowej platformie CMP, wciąż daje klientom spory wybór rodzajów napędu – Mokkę można zamówić w wersji benzynowej, diesla i elektrycznej.
Zawieszenie
Mokka jest nieco wyżej zawieszona niż tradycyjne osobówki, można więc nią łatwiej podjechać pod krawężnik, czy dojechać na działkę (ale pamiętajcie, napęd jest tylko na przód). Zawieszenie jest sportowo sprężyste i dość twarde, chwilami można nawet odnieść wrażenie, że odrobinę za bardzo. Usłyszałem, że ten samochód był testowany na niemieckich autostradach i to się czuje. Samochód nie jest wrażliwy na podmuchy wiatru i prowadzi się go pewnie nawet z maksymalną, dozwoloną na polskich drogach prędkością. Chwilami nieprzyjemną twardość wyczuwa się podczas pokonywania poprzecznych, nagłych nierówności, takich jak tory, czy progi zwalniające. Na zwykłych drogach ten niemiecki SUV w „prądopędnej” wersji prowadzi się pewnie i stabilnie, dając nawet odrobinę przyjemności z prowadzenia. Ciekawi jesteśmy różnic w prowadzeniu między elektrykiem a wersją spalinową.
Pierwsze wrażenia, na werdykt przyjdzie czas
Opel Mokka-e startuje od 139 900 zł za podstawową wersję Edition. Piękny, jadowicie zielony Ultimate wyceniony jest na 162 700 zł. To wciąż kwoty zaporowe na polskim rynku, na którym, szczególnie w niższych klasach i w popularnych markach, liczy się przede wszystkim cena. Ten bardzo ciekawie wystylizowany i przyjemny w odbiorze samochód może być europejskim hitem, ale w Polsce tylko w wersjach spalinowych, które zaczynają się od 79 990 zł za auto z silnikiem 1.2 turbo 100 KM i skrzynią manualną. Czekamy właśnie na test samochodu z silnikiem benzynowym, a efekty zobaczycie na naszym kanale Youtube.