Jakiś czas temu świat rozgrzała informacja o rzekomym – i to znaczym – przekroczeniu prędkości maksymalnej 500 km/h, która dotychczas była absolutnie nieosiągalną granicą dla seryjnie produkowanych aut. Niestety rzekomy rekord, wzbudził poważne wątpliwości (niektórzy mówili wręcz o skandalu), których nie rozwiało oświadczenie Jeroda Shelby’ego, właściciela SSC wyjaśniające sytuację. Już wówczas, na przełomie października i listopada 2020 roku właściciel SSC oświadczył, że bicie rekordu zostanie powtórzone. Obietnica Shelby’ego została właśnie spełniona. Rekord jest, ale nie tak imponujący jak wspomniana, niepotwierdzona ostatecznie próba.
Rezultat osiągnięty przez samochód SSC Tuatara na nieczynnym pasie startowym wykorzystywanym niegdyś przez amerykańskie wahadłowce kosmiczne to 455,3 km/h. To rezultat najlepszy spośród testów, w których badane samochody mają za zadanie dokonać przejazdu w dwóch przeciwległych kierunkach (niwelowanie wpływu wiatru na wynik), a osiągnięte prędkości maksymalne w obu przejazdach zostają uśrednione. Maksymalna prędkość w jednym przejeździe to 286,1 mil/h czyli 460,4 km/h. Uwzględniając uśrednioną prędkość SSC Tuatara istotnie jest obecnie najszybszym produkcyjnym samochodem świata, wyprzedzający tuzów z Koenigsegg, Bugatti, czy bolidy Hennessey.
Rekord potwierdzony – tym razem wątpliwości nie ma
Tym razem Jerod Shelby uniknął jakichkolwiek wpadek organizacyjno pomiarowych. Za kierownicą SSC Tuatara usiadł… pierwszy klient firmy i nabywca tego wozu Larry Caplin. Być może fakt, że za kierownicą auta usiadł nie zawodowy doświadczony kierowca miał wpływ na ostateczny wynik, który jednak – oddajmy sprawiedliwość – okazał się i tak najlepszym rezultatem globu. Średnia prędkość obu przejazdów (w przeciwnych kierunkach) na poziomie 455,3 km/h oznacza, że SSC Tuatara zdeklasowała dotychczasowego lidera “dwuprzejazdowego” bicia rekordów prędkości: model Koenigsegg Agera RS (w 2017 roku auto uzyskało wynik 447,2 km/h).
Co szczególnie istotne przejazd SSC Tuatary był obserwowany i monitorowany przez profesjonalny sprzęt pomiarowy. Rekord potwierdził m.in. Jim Lau, dyrektor techniczny Racelogic USA, jednej z firm, której profesjonalne urządzenia pomiarowe wykorzystano w próbie przeprowadzonej 17 stycznia br. na przylądku Cape Canaveral.
Świetny wynik, ale…
Malkontenci mogą narzekać, że 455,3 km/h, czy nawet 460,4 km/h (maksymalna prędkość jednego z przejazdów) to imponujący rezultat, ale po pierwsze, tak pożądana przez wielu producentów hipersportowych bolidów granica 500 km/h wciąż pozostaje w grze. Amerykanom z SSC nie udało się też pokonać istotnej dla nich, psychologicznej granicy 300 mil/h. W przypomnijmy, że dokonał tego Andy Wallace na torze Ehra-Lessien prowadzący Bugatti Chiron Super Sport. Andy Wallace wykręcił aż 490,5 km/h, czyli 304,77 mil/h! Dlaczego zatem wynik Wallace’a nie jest notowany jako rekordowy, tylko rezultat SSC Tuatary? Bugatti dokonało przejazdu w jedną stronę (taka konfiguracja toru Ehra-Lessien). Poniżej film z tego przejazdu:
Jednak w żadnym razie nie powinno to umniejszać sukcesu Jeroda Shelby’ego i jego ekipy. Szef SSC przyznając się porażki podczas pierwszej próby, postawił ostatecznie na swoim nie stosując wykrętnych zabiegów marketingowych. Powtórzył próbę i zadbał tym razem o w pełni profesjonalny, rzetelny pomiar, nie pozostawiający najmniejszych wątpliwości. Zresztą, samo zbudowanie przez relatywnie niewielką firmę auta oferowanego seryjnie zdolnego do osiągania tak wielkich prędkości to wyzwanie, któremu sprostać mogą jedynie prawdziwi geniusze motoryzacyjnej inżynierii. A to że 500 km/h nie zostało osiągnięte? Tym lepiej, to tylko podgrzewa atmosferę do dalszej rywalizacji wśród topowych graczy w branży. Kto następny? Kto podejmie rękawicę? Czekamy, a gdy ktoś się odważy, damy wam znać.