Szymon Godziek robi na rowerze rzeczy, od których zwykłemu zjadaczowi chleba jeżą się włosy na głowie, a w świecie sportowców ekstremalnych jego nazwisko to już znana marka. Wielu z tych “szaleńców”, jak niektórzy mówią, prędzej, czy później trafia do sportów motorowych. Czy tak też będzie z Szymonem? Cóż, bycie częścią ekipy Red Bulla daje ogromne możliwości, więc wszystko jest możliwe.
Czym jest dla Ciebie sport ekstremalny, co Ci daje?
To dla mnie przede wszystkim sposób na czerpanie z życia pełnymi garściami, wyzwanie stawiane samemu sobie, w którym przekraczanie własnych granic wiąże się z dostarczaniem dużych ilości adrenaliny i satysfakcji. Dla mnie jest sposobem na życie i ucieczką od monotonii. Odkrywaniem samego siebie i swoich lęków oraz umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Jakie były Twoje początki z jazdą na rowerze?
Rowerem zaraziłem się od swojego młodszego brata, który jako pierwszy postanowił spróbować tego sportu. Miał już dedykowany do tego rower, kiedy ja skakałem na byle czym, łamiąc metalowe ramy jak zapałki. Pod koniec 2006 roku postanowiłem złożyć swój pierwszy rower do skoków i zacząłem regularnie jeździć. Początki zawsze są najtrudniejsze – budowaliśmy w lesie swoje pierwsze mikro skocznie, na których próbowaliśmy latać. Jeździliśmy dużo po ulicach i krawężnikach. Wtedy na rowerze szlifowaliśmy swój ubogi jeszcze arsenał ewolucji oraz próbowaliśmy uczyć się kolejnych tricków. Później przyszedł czas na okoliczne skate parki, które odwiedzaliśmy prawie codziennie. Postępy dawały mi motywację. Zacząłem marzyć o jeżdżeniu na zawody i dominacji w tym sporcie. Już na samym początku na poziomie amatorskim próbowaliśmy sił na zawodach ogólnopolskich, gdzie na początku nie było szans na walkę o wysokie miejsca, ale każdy event był sposobem na podpatrzenie u innych trików oraz złapanie dodatkowej motywacji do kolejnego rozwoju. I tak od mikro skoków z krawężnika w 2-3 lata dotarliśmy do momentu, kiedy już potrafiliśmy złapać konkretny lot – wtedy postanowiliśmy zbudować swój własny basen z gąbkami do nauki trików na miękko – od momentu zakończenia budowy zaczęły się triki z marzeń, które mogliśmy bezpiecznie ćwiczyć w ogródku codziennie po szkole.
Co Cię motywuje? Czy wchodzicie z bratem w rywalizację?
Rywalizacja między mną, a bratem na pewno daje nam nawzajem sporo motywacji, to nas nakręca i pozytywnie napędza. Na wspólnych treningach, kiedy dochodzimy do momentu, gdzie wrzucamy swoje najcięższe ewolucje, działa to na motywacje u nas obu. Gdy komuś udaje się wylądować coś trudnego, radość pojawia się u każdego obecnego na parku, a co za tym idzie motywacyjny boost do takiego stopnia, że nie myśli się o konsekwencjach, ale skupienie jest w pełni na tym, żeby wylądować swój własny trik. Pojawia się wtedy idealny klimat do prób przekraczania swoich granic. Uwielbiamy takie wspólne sesje treningowe, kiedy wzajemnie się buzujemy na trudne triki, po czym usatysfakcjonowani i zadowoleni schodzimy z roweru z wylądowanym, wymarzonym trickiem. Według mnie to kwintesencja naszego sportu – zdrowa rywalizacja połączona z 100% wsparciem dla rywala, kiedy cieszysz się z każdym innym zawodnikiem z jego lądowanych sukcesywnie ewolucji.
Czy podczas ewolucji odczuwasz strach? Czy masz tremę przed zawodami?
Oczywiście, że odczuwam strach. Jest zawsze ze mną podczas trudnych ewolucji, startów na zawodach. Strach jest dobry i trzeba nauczyć się go odpowiednio wykorzystać, wtedy staje się sprzymierzeńcem. Według mnie, kiedy pojawia się strach, pojawia się też dodatkowe skupienie nad daną ewolucją. Można go traktować jako informację, że musimy do czegoś podejść mocniej skupieni i też nie dać się mu skontrolować. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i swoich możliwości, które trzeba znać. Trema przed zawodami pojawia się zawsze i jest zdecydowanie większa na dużych zawodach. Nie ma na to rady – trzeba umieć to kontrolować, żeby nie dać się strachowi kontrolować.
Myślisz o tym, że mógłbyś robić coś innego niż jazda na rowerze? Na przykład coś takiego jak Travis Pastrana, który poza motocyklem jeździ też wyczynowo samochodem?
Myślę, że tak, bo uwielbiam sporty ekstremalne i możliwości jakie dają. Mógłbym poza rowerem profesjonalnie uprawiać freestyle motocross. Ta dyscyplina daje mi ogromne ilości frajdy, i jest też dla mnie dobrą odskocznią od roweru, na którym trenuje już tylko te najbardziej karkołomne ewolucje. Kiedy wsiadam na rower, czuje pełny luz, bo nie trenuje do zawodów, tylko czerpie czystą przyjemność z latania na dużo cięższej maszynie niż rower. No i każdy mini progres, który na amatorskim levelu łatwiej złapać, cieszy tak samo jak ponad dekadę temu, kiedy progressowałem na rowerze.
Zostałeś ambasadorem Cupry, dlaczego? Lubisz jazdę samochodem? Co sądzisz o tej młodej hiszpańskiej marce? Co wnosisz do tego partnerstwa? Co myślisz o samochodach elektrycznych?
Uważam, że pasujemy do siebie z Cuprą. Kiedy wsiadam do tego samochodu, czuję się jakbym wsiadał na rower na treningu. Liczę się tylko ja, auto i jazda dająca frajdę. Odkąd jeżdżę Formentorem, to z powrotem polubiłem jazdę samochodem. Myślę, że marka jest odważna i lubi zawsze być o krok do przodu. Mamy ten sam klimat. Kręcą mnie też projekty Cypry design samochodów. Szczerze mówiąc już się nie mogę doczekać na UrbanRebela.
Jakie jest Twoje prywatne auto?
Moim prywatnym autem na treningi rowerowe i motocrossowe jest busik Volkswagen T5 – wrzucasz wszystko do środka i może to tam leżeć przez tydzień – jest to taki mój garaż na kółkach. Oprócz tego mieliśmy rodzinne combi BMW E61, ale po zmianie na Formentora, nasza beemka poszła w odstawkę.
Jak się chillujesz? Co Cię kręci poza wyczynową jazdą na rowerze?
Kręci mnie świat ekstremalnych sportów – motocross, skoki do wody, freeskiing, snowboard, wakeboard. Lubię chillować nad wodą lub w domu przy dobrym filmie. Wyczynowa jazda na rowerze to nie tylko sport – to styl życia.
Szymon, dzięki za wywiad i powodzenia!
Pozdrowienia dla wszystkich fanów automotyw.com!