Nie tylko CEO Stellantis (Carlos Tavares) jest nastawiony sceptycznie co do tempa i kierunku elektryfikacji. Swoje zaniepokojenie wyraził także dyrektor ds. produkcji korporacji Arnaud Deboeuf, mówiąc, że “rynek motoryzacyjny czeka zagłada” jeśli samochody elektryczne nie potanieją. Dotyczy to oczywiście wprowadzanych przez UE przepisów zakazujących sprzedaż nowych aut spalinowych po 2035 roku. “Jeśli pojazdy elektryczne nie będą tańsze, rynek się załamie”, powiedział we Francuskiej fabryce. „To duże wyzwanie”.
Zobacz też: Główną strategią koncernu jest elektryfikacja
Czy Stellantis ma się czym martwić?
Niewątpliwie, jeśli wszystkie samochody elektryczne utrzymają ceny i nie zbliżą się do podstawowych kwot za średniej klasy miejskie auto benzynowe, to czekają nas ciężkie czasy. Samochód stanie się dobrem luksusowym, na które pozwolić będą sobie mogły tylko zamożniejsze rodziny. Wiąże się to z gigantycznym spadkiem sprzedażowym firm i stopniowym ich upadkiem. Pozostaje sobie zadać tylko jedno pytanie – czy aby na pewno nam to grozi?
BEV to technologia przez lata zaniedbywana, ze względu na brak realnej potrzeby tworzenia samochodów elektrycznych. Teraz, gdy ich rozwój jest konieczny i epoka elektryfikacji trwa w najlepsze, wiele firm nadrobiło zaległości znacznie wcześniej, niż konkurencja. To pozwala im na “monopolizowanie” sobie rynku i ustalanie cen. Sytuacja będzie się stopniowo zmieniać, gdy elektryki będą dużo bardziej dostępną technologią i stworzy się konkurujący rynek. EV zaczną wypierać samochody spalinowe niemal w każdym segmencie, też w tym tańszym. Wraz z rozwojem żywotności i zaawansowania akumulatorów, w przyszłości może być tylko lepiej. Dlatego póki co nie ma potrzeby patrzenia na rynek w 2035 przez pryzmat 2022.
Stellantis chce obniżyć cenę BEV do 2030 roku aż o 40%. Nie widząc jednak podjęcia w tej sprawie kroków przez innych producentów i dostawców surowców.
“Podczas gdy Stellantis zastosuje się do decyzji, decydentów “nie obchodzi”, czy producenci samochodów mają wystarczającą ilość surowców, aby wesprzeć zmianę” – dodał Deboeuf. Skarżył się też na trudności w pozyskiwaniu surowców do akumularów w latach 2024-2027 – “Większy popyt na akumulatory do pojazdów elektrycznych w latach 2024–2027 – czyli okres przed pojawieniem się większej pojemności w Europie – przyniesie korzyści azjatyckim producentom i „zagrozi” produkcji ogniw na Zachodzie”.
Dziś słowa dyrektorów Stellantis można wziąć “na chłodno”. Rozwój obecnej technologii jest bardzo dynamiczny, co widać na testach kolejnych samochodów. Do roku 2035 wiele może się zmienić, a samochody spalinowe mogą zostać już niemal całkowicie wyparte z rynku i zakaz wejdzie w życie bardzo płynnie.