Oszczędzająca paliwo, doskonale nam znana funkcja start/stop, czyli tymczasowe odłączenie silnika np. podczas postoju na światła w nowo produkowanych przez GM SUV-ach i pickupach z silnikami V8 (na rynek USA) będzie usunięta na życzenie klienta (który dzięki temu zyska rabat w wysokości 50 dolarów). Jednak powód tego działania jest zupełnie inny niż spełnienie życzeń klientów.
Faktem jest, że zadziwiająco wielu kierowców, pierwsze co robi po wejściu do swojego samochodu, to wyłączenie funkcji start/stop (o ile jest obecna w danym aucie). Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że General Motors zrobiło ukłon w stronę klientów podjętą decyzją na temat tej funkcji w nowo produkowanych wybranych autach koncernu. Jednak prawdziwa przyczyna jest dużo bardziej prozaiczna i nie ma nic wspólnego z klientami.
Chodzi o braki w dostarczaniu do producentów z branży motoryzacyjnej układów scalonych i elektroniki niezbędnej do działania wybranych funkcji pokładowych czy silnika. Współczesnymi silnikami steruje ni mniej, ni więcej, ale właśnie elektronika. Usunięcie funkcji start/stop przez producenta oznacza możliwość sprzedania pojazdu, w którym po prostu nie zostanie zainstalowany chip odpowiedzialny za działanie tej funkcji. Co za oszczędność. Układy odpowiedzialne za dezaktywację silnika czy też wybranych cylindrów nie są już potrzebne. Dotyczy do aut wyprodukowanych po 7 czerwca br.
Z biznesowego punktu widzenia to dobre rozwiązanie, bo pozwala upłynnić na rynku gotowe auto, które z powodu braków w dostawach układów scalonych stałoby nieukończone na fabrycznym placu. A tak, nie ma jednej funkcji, klient dostaje rabat, wszyscy są zadowoleni, prawda?
Nie wszyscy. W Europie mało prawdopodobne by taki numer przeszedł, zwłaszcza w kontekście dużych silników spalinowych. Na Starym Kontynencie obowiązują najbardziej restrykcyjne normy spalinowe na świecie, a start/stop w ogólnym rozrachunku przyczynia się do zmniejszenia emisji.
I choć decyzja GM nie dotyczy absolutnie rynku europejskiego, w tym naszego lokalnego podwórka, to mamy tu do czynienia z pewnym precedensem. Brak układów scalonych jest powszechny, a nie tak dawno pisaliśmy, że eksperci uważają iż stan ten potrwa dłużej. Producenci zatem mają problem, albo auta niemal gotowe muszą na placach fabrycznych czekać na dostawy niezbędnych komponentów elektronicznych, albo może zrobić tak jak GM? Wywalić ekrany, elektronikę, sterowanie silnikiem, oprogramowanie i znowu sprzedawać klientom prawdziwą, surową motoryzację. Oczywiście żartujemy, ale nawet jeżeli ktoś faktycznie marzyłby o autach pozbawionych jakichkolwiek układów scalonych, to niestety czasy pionierów motoryzacji i Forda T już raczej nie wrócą.