Wśród francuskich manufaktur nadwoziowych, które szczyt aktywności wykazały w okresie miedzywojennym, jest także kilka mniej znanych, a na pewno wartych zainteresowania. Jedną z nich jest Letourneur et Marchand z Neuilly-sur-Seine.
Historia zaczyna się tej firmy dość szablonowo: panowie Jean-Marie Letourneur i Jean-Arthur Marchand pracowali sobie spokojnie w prosperującej nieźle firmie nadwoziowej Henriego Bindera do momentu, gdy doszli do wniosku, że poradzą sobie sami i że są w stanie stworzyć własny, oryginalny styl. Wspólne przedsiębiorstwo założyli w 1905 roku. Siedziba nowej firmy znajdowała się na wyspie na Sekwanie (Ile de la Jette) w Neuilly-sur-Seine – przedsiębiorczy dżentelmeni przejęli majątek zbankrutowanej manufaktury karoseryjnej Wehrle Godard Desmaret.
Początkowo działali dość ostrożnie, podejmując się wyłącznie prac zleconych przez inne, posiadające już reputację firmy nadwoziowe, w tym wspomniany już zakład Bindera, a także bardzo renomowane manufaktury Franay i Labourdette. Powolutku zaczynali tworzyć własne, oryginalne konstrukcje, w tym na przykład dla marki Darracq. Dopiero od 1907 naprawdę oferowali nadwozia na indywidualne zamówienia. Sytuację finansową zakładu ratował fakt, że Marchand przyjaźnił się z producentem samolotów, Leonem Morane, który zlecił zakładowi pracę w roli podwykonawcy dla własnej fabryki – chodziło o produkcję kadłubów i skrzydeł samolotów Morane-Saulnier. Warto wspomnieć, że samoloty tego producenta znane były i w międzywojennej Polsce — wykorzystywano je na przykład do szkolenia pilotów w dęblińskiej Szkole Orląt (choć były to naturalnie modele znacznie późniejsze). Do wybuchu pierwszej wojny światowej Letourneur i Marchand zbudowali aż 1228 samochodowych nadwozi.
Po pokoju w Wersalu firma szybko się podniosła i zaczęła bardzo odważną ekspansję. Skupiając się na tworzeniu karoserii dla prestiżowych marek, takich jak Panhard, Hispano-Suiza czy Voisin, manufaktura budowała nadwozia w formalnym i eleganckim stylu, pozbawione ekstrawagancji. Od 1923 korzystano z eleganckiego salonu sprzedaży, wynajętego w hotelu Claridge na Polach Elizejskich – stąd w nazwie niektórych samochodów wyraz “Claridge”. Pracochłonne i budowane bez pośpiechu luksusowe nadwozia nie mogły wystarczyć do uzyskania dodatniego wyniku finansowego, dlatego panowie Letourneur i Marchand uruchomili produkcję seryjną prostszych karoserii z zastosowaniem marki “Autobineau” – by nie psuć renomy sztandarowych wytworów manufaktury.
Syn Letourneura, Marcel, po odbyciu stażu w jednej z angielskich firm karoseryjnych, rozpoczął w 1928 roku pracę w firmie ojca i dość szybko wykazał się sporym talentem. To właśnie on zaprojektował w 1932 roku słynne coupe “panoramiczne” z szybami bocznymi bez słupków, nazywane także czasem “Yo Yo”, co stanowiło nawiązanie do sztuki Art Deco. Swoją wizję samochodów ze sztywnym dachem, których kształty szyb kojarzyły się z motywami dekoracyjnymi właśnie stylu Art Deco rozwijał Marcel konsekwentnie, zaprojektował także piękne coupe Aerosport z 1936 roku. Cenione nadwozia firmy Letourneur et Marchand zamawiano w latach przedwojennych głównie do podwozi Delage, ale również Bugatti (19 sztuk), Rolls-Royce, Delahaye, Renault, Panhard czy Buick.
Wybuch wojny skłonił wspólników do przeniesienia firmy poza stolicę Francji. Okupant wymusił zmianę profilu produkcji: wspaniała manufaktura karoseryjna wytwarzała karetki pogotowia i szoferki dla ciężarówek. Letourneur senior zmarł w 1944 roku, tuż przed wyzwoleniem Francji, zaś jego wspólnik – dwa lata później. Firma istniała nadal, ale pod nowym kierownictwem i rynek w niczym nie przypominał przedwojennego. Przez pięć lat, między 1947 i 1952, zakład zbudował tylko 67 nadwozi. Spółka się nie poddawała – Marcel Letourneur zaprojektował piękny kabriolet na bazie Renault Fregate, który koncern zgodził się umieścić w cenniku. Manufaktura zbudowała jednak tylko 69 sztuk owego samochodu; na zakład tego typu zwyczajnie nie było już miejsca. W 1959 roku zaprzestano prób budowy nadwozi samochodów osobowych i firma przerzuciła się na karoserie dla wozów ciężarowych. Niestety ten rynek także zbyt długo nie utrzymał marki przy życiu. Firma Letourneur et Marchand ostatecznie przestała istnieć w roku 1973.
Dziś w kolekcjonerskim świecie nadwozia paryskiej manufaktury są cenione, ale nie mogą poszczycić się popularnością wśród początkujących kolekcjonerów. Realizacje na podwoziach Bugatti osiągają ceny między 1 i 2 milionami euro, zaś samochody powojenne na podwoziach Delahaye to kwestia tylko ćwierć miliona euro. Na pewno dzieła spółki z Neuilly nie mają w sobie przesady wytworów Saoutchika czy Figoniego, nadają się za to do kolekcji aut znacznie mniej nowatorskich formalnie. Trudno odmówić im subtelnej elegancji i znakomitych proporcji.