Wśród kategorii klasycznych samochodów wyczynowych, których ceny ostatnio zwyżkują na światowym rynku, szczególną pozycję zajmują auta, które mogą poszczycić się rzeczywistym udziałem w wyścigu 24h Le Mans.
Tak jak w przypadku samochodów rajdowych, najważniejsze jest nieposzlakowane pochodzenie. Samochód, który powstał po fakcie z części zamiennych będzie wart mniej – mimo, być może, lepszego stanu technicznego – od egzemplarza, który uczestniczył w wyścigu i którego udział jest szczegółowo udokumentowany, także pod względem fotograficznym i filmowym. Trudne jest udowodnienie, że konkretna sztuka samochodu faktycznie zawiera wszystkie istotne elementy z auta, które uczestniczyło w zawodach wiele lat wcześniej, albowiem samochody wyczynowe zawsze traktowano jak narzędzia, swobodnie wymieniając między nimi mniej lub bardziej ważne elementy. Dlatego też nie ma mowy o nabywaniu auta wyścigowego z wielotomową dokumentacją bez korzystania z rady specjalisty, który albo zna ten konkretny samochód, albo potrafi zweryfikować fakty w innych źródłach.
W zeszłym roku na przykład sprzedano Jaguara XJ220C z 1993 roku, który dwukrotnie startował w wyścigu 24h Le Mans. Samochód wyczynowy, doprowadzony do stanu gotowego do startu od zera w zaledwie 8 miesięcy, powstał w sławnej niegdyś firmie TWR Toma Walkinshawa. W 1993 roku dobrze przygotowane dwa Jaguary w swojej klasie stawiały czoła całej hordzie Porsche Turbo oraz nielicznym francuskim Venturi. Przez kilka godzin dwa Jaguary prowadziły w klasie GT, ale w jednym z nich przy bardzo dużej prędkości rozerwała się opona, drugi zaś wygrał klasę – aby zostać zdyskwalifikowanym po pewnym czasie, bo sędziowie z ACO stwierdzili, że auto jechało z wydechem bez katalizatorów – choć przed samym startem ci sami sędziowie wyrazili na to zgodę. Powtórnie dwa wyścigowe XJ220 wzięły udział w wyścigu Le Mans dwa lata później, ale bez sukcesów. Egzemplarz numer 003, odremontowany przez jedynego dziś na świecie specjalistę od tego modelu Jaguara, Dona Law, prezentuje się dokładnie tak, jak podczas swojej kariery sportowej i od 1995 roku nie startował w żadnych zawodach. Nowy właściciel może go zgłosić do np. Le Mans Classic, ale wtedy ryzykowałby uszkodzenia i np. musiałby zmienić fotele i pasy na zgodne z obecną homologacją. Za to auto zapłacono 1 085 760 euro, nieco powyżej dolnej granicy ceny szacunkowej, która wynosiła od 900k do 1,3 mln euro. Tak czy owak, jest to bardzo autentyczny egzemplarz, a nie pokryta sztuczną patyną odbudowa, jest więc spora szansa, że wartość nie spadnie.
Inny przykład to auto, o którym pewnie nikt nie słyszał w Polsce, a które dzięki wyścigowej proweniencji osiągnęło wysoką cenę na zeszłorocznej aukcji domu Artcurial: to DB HBR4 Coach surbaissé “Le monstre” (“Potwór”), który zmienił właściciela za 172 840 euro. Auto, zbudowane na podwoziu Panharda z karoserią powstałą w firmie karoseryjnej Chalmette z Grenoble, w wersji na 1961 rok ważyło 559 kg (!) i miało silnik o pojemności skokowej 850 cm sześc. W 1960 roku auto wystartowało w rajdzie Monte Carlo oraz w trudnym rajdzie Lyon-Charbonnières, w 1961 pojechało w wyścigu 24h Le Mans oraz w morderczym Tour Auto (połączeniu rajdu z serią wyścigów na różnych torach we Francji). W 1962 auto startowało w kilku rajdach i wyścigach. Co ciekawe, start w Le Mans w 1961 roku zakończył się sukcesem: “Potwór” zajął drugie miejsce w tzw. indeksie energetycznym (gdzie przeliczano osiągi z pokonanym dystansem i zużytym paliwem) – wynikiem 3269 km przy prędkości przeciętnej 136,203 km/h! Od 1962 auto było pieczołowicie przechowywane i dotrwało do dziś w stanie optycznym dokładnie takim jak w 1962 roku, choć naturalnie niektóre elementy odremontowano, w tym silnik. Prawdziwa patyna i rzeczywiste sukcesy dzielnego samochodu o małym silniku przełożyły się na solidną cenę na aukcji.
Prawdziwe Fordy GT40 z historią z Le Mans rzadko trafiają do sprzedaży. W 2018 dom RM Sotheby’s sprzedał egzemplarz Forda GT40 Mark II z 1966 roku za 9 795 000 dolarów amerykańskich. Samochód ten zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej w wyścigu 24h Le Mans w 1966 roku, a jechali nim Ronnie Bucknum and Dick Hutcherson. Przez dwa lata egzemplarz startował w wyścigach w barwach teamu Holman-Moody, oprócz Le Mans walcząc też w Daytona i Sebring. Długo pozostawał własnością koncernu Forda, będąc używanym do celów promocyjnych. Podwozie GT40 P/1016 ma pozbawioną luk, w pełni potwierdzoną historię, i jako jedno z aut, które w 1966 roku zapewniły Fordowi wszystkie trzy miejsca na podium w Le Mans, będzie najprawdopodobniej tylko zyskiwał na wartości.
Sensacją sezonu aukcyjnego 2021 jest mniej znane auto z Le Mans, ale pochodzące z firmy o wspaniałych tradycjach i mające na koncie znakomity wynik w rękach wyjątkowego duetu kierowców: Graham Hill i Henri Pescarolo. Matra MS 670 zwyciężyła w Le Mans w 1972 roku. Na lutowej aukcji w Paryżu osiągnęła cenę 6 907 200 euro! Graham Hill, ojciec późniejszego mistrza F1, Damona Hilla, był dwukrotnym mistrzem świata F1, w 1962 i 1968 roku, a także trzykrotnym wicemistrzem. Obdarzony wielkim talentem Brytyjczyk jechał w parze z niezwykłym Francuzem – Henri Pescarolo, który w sumie wystartował w Le Mans rekordowe 33 razy i wygrał czterokrotnie (wygrywał też w Daytona). Pięknie zachowana wyścigowa Matra jest w pełni sprawna, a jej rodowód nie ma żadnych przerw, albowiem stanowiła przez dziesięciolecia majątek firmy Matra.
Jak widać, samochody, które naprawdę uczestniczyły w Le Mans i które nie zostały przesadnie odrestaurowane (co odebrałoby im naturalną patynę), stanowią solidne inwestycje, a moda na Le Mans, związana z niedawnym filmem fabularnym, mówiącym o rywalizacji Forda i Ferrari, może te ceny tylko nadal podnosić.