Pamiętacie czasy, gdy za 50 tysięcy można było kupić kompaktowego Golfa, Astrę lub Octavię z klimatyzacją i elektrycznymi szybami? Tak sytuacja się przedstawiała jeszcze 15-20 lat temu. Dziś to mrzonki, bo przecież auta drożeją z każdym rokiem. Tylko w tym eksperci prognozują wzrosty cen na poziomie 15-20 procent. To zasługa nowych norm emisji spalin i obowiązkowego wyposażenia. Niemniej, postanowiliśmy sprawdzić, co oferuje rynek z niemałym przecież budżetem.
Statystyczny Polak wydaje na nowy samochód niewiele ponad 120 tysięcy złotych. Jeśli decyduje się na pojazd z metką premium, średnia cena szybuje ponad granicę 210 tysięcy. Trzeba jednak pamiętać, że klient indywidualny stanowi niespełna 30 procent rynku. Większość transakcji dotyczy aut używanych, których sprowadzamy około 900-1000 tysięcy każdego roku. Niemniej, mając do dyspozycji 50 tysięcy, możemy kupić kilkulatka klasy średniej ze stajni Mercedesa, BMW czy Mazdy, lub zdecydować się na wycieczkę do dilera. Teraz czas jest korzystny, bo trwają wyprzedaże. Kilka tysięcy zł rabatu plus dodatkowe wyposażenie pomoże w podjęciu decyzji. Do których zatem drzwi warto zapukać?
Fiat
W latach 90. Fiat królował na polskim rynku. Bił rekordy sprzedaży, do których dziś nie jest w stanie się zbliżyć nawet na kilometr. Najmocniejszą pozycję ma Ducato, ale to propozycja dla przedsiębiorców. Znacznie też przewyższa nasz budżet. Dlatego, przyglądamy się mniejszym, osobowym autom. Prawdziwym ewenementem w tej grupie jest model 500. Produkowany od ponad dekady między innymi w polskich zakładach koncernu co kilka lat przechodzi lifting lub oferowany jest w limitowanej wersji powstałej we współpracy z inną marką, lub nawiązującej do specyfikacji z lat 60. Zaglądając do cennika, możemy się nieźle zdziwić. Kilka lat temu mogliśmy kupić najmniejszego Fiata za niewiele ponad 30 tysięcy w bazowej specyfikacji. Teraz za podstawową odmianę trzeba zostawić w salonie 47 900 zł. W standardzie dostaniemy klimatyzację manualną i zautomatyzowaną skrzynię biegów. Zestaw uzupełnią 14-calowe felgi stalowe z kołpakami i port USB. Pod maską 70-konna, miękka hybryda gwarantująca sprint do setki w czasie 13,8 sekundy. Zużycie paliwa w cyklu mieszanym to zaledwie 3,8 litra.
Mniej stylową, ale większą propozycją będzie Panda, której produkcję przeniesiono do Włoch. W tym przypadku możemy liczyć na więcej przestrzeni w kabinie i wybór dwóch wersji wyposażeniowych. Ceny startują od 40 900 zł. W tej kwocie możemy liczyć na wolnossące 1.2 o mocy 69 KM. Jest też znana z „pięćsetki” hybryda mocniejsza o cały, jeden koń mechaniczny – 46 100 zł.
O innych modelach Fiata możemy pomarzyć. Mokry sen taksówkarza (Tipo), kosztuje obecnie 62 100 zł. Ma za to nowy silni 1.0 Turbo o mocy 100 KM. Wolnossące wycofano. Podobnie jak bazową odmianę wycenianą kilka lat temu na 39 900 zł. Szkoda, bo to jeden z popularniejszych kompaktów na polskim rynku.
Dacia
Chcąc zaoszczędzić jeszcze więcej, przejdźmy przez automatyczne drzwi salonu rumuńskiej marki z francuską myślą techniczną. Pierwszą myśl kierujemy w stronę bestsellerowego Dustera wykorzystującego rozwiązania mechaniczne znane ze starszych aut Renault i Nissana. Do niedawna, podstawową wersję z czarnymi zderzakami mogliśmy kupić za niecałe 40 tysięcy. Teraz to niemożliwe, bo odmianę Access wyceniono na 48 900 zł. W zamian możemy korzystać ze stalowych „szesnastek”, wskaźnika zmiany biegów, obrotomierza i oświetlenia bagażnika. Klimatyzacja pozostaje w sferze marzeń. Mamy natomiast 100-konny silnik benzynowy o pojemności litra. Dzięki doładowaniu, oddaje kierowcy 160 Nm. Ma wtrysk wielopunktowy, zatem instalacja LPG mile widziana. Osiągi? 12,5 s do setki i 173 km/h prędkości maksymalnej. Przyzwoicie.
W kategoriach funkcjonalności Duster wypada bardzo korzystnie. W dwóch rzędach miejsca jest pod dostatkiem, a w bagażniku zmieści się 445 litrów. Na weekendowy wypad na golfa wystarczy. Auto jest też do bólu proste w obsłudze i całkiem przyjazne podczas codziennej eksploatacji.
Zostaniemy jeszcze w Rumunii. Dacia wprowadziła na rynek zaledwie kilka tygodni temu nowe Sandero. O ile poprzednią generację powinniśmy wstawić do Muzeum Techniki, o tyle aktualne wcielenie zbiera dobre opinie pośród dziennikarskiej braci. Jest pomostem między segmentem B i C, zatem działkowcy będą zachwyceni. Konewka, saperka i donica z fikusem zmieszczą się w 328-litrowym bagażniku. Próg wejścia do tego modelu stanowi kwota 40 900 zł. Tyle trzeba zapłacić za bazową wersję Access z wolnossącym, 65-konnym silnikiem o pojemności 999 ccm. Jego doładowaną odmianę Essential wyceniono na 49 900 zł. Ma 6 poduszek powietrznych, centralny zamek sterowany falami radiowymi i kierownicę regulowaną w dwóch płaszczyznach. Do manualnej klimatyzacji musimy dopłacić 1700 zł. Mamy za to niezły, 3-cylindrowy silnik pozwalający na sprint do setki w 11,7 sekundy. Trzymajcie mocno kierownicę, bo prędkość maksymalna przekracza 170 km/h.
Opel
Każdy chciałby choć przez szybkę popatrzeć na wnętrze nowego Opla, ale to możliwe tylko dla osób dysponujących kwotą 52 490 zł. Na tyle wyceniono Corsę z wolnossącym, benzynowym motorem o pojemności 1.2 litra. W niższej cenie znajdziemy tylko auta powystawowe z przebiegiem rzędu kilku tysięcy kilometrów. Szkoda, bo jeszcze 15-20 lat temu mogliśmy kupić Astrę Classic pierwszej generacji za niecałe 40 tysięcy. Co prawda, z szybami sterowanymi korbami i radiem na kasetę, ale z gliwickich zakładów koncernu. Chwalą ci, którzy w porę zdążyli zabezpieczyć antykorozyjną powłoką podwozie.
Volkswagen
Kierujemy się zatem do innej niemieckiej marki, gdzie 50 tysięcy złotych wystarczy na najmniejszy model – up! Tylko dzięki temu, że polski importer zdecydował się wprowadzić rabat w wysokości 4 tysięcy zł. To oznacza, że za 49 090 zł możemy wejść w posiadanie przedstawiciela segmentu A w wersji trzydrzwiowej. Wbrew pozorom i gabarytom, najmniejszy VW jest wdzięcznym autem do miasta. Ma dobre właściwości jezdne, jest zwinny i przyjemny w codziennym współżyciu. Z 65-konnym, trzycylindrowym silnikiem benzynowym o pojemności butelki mleka (litr), nie będzie demonem prędkości, ale na wyprzedzenie miejskiego autobusu i dojazd na RODOS (Rekreacyjne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką), w zupełności wystarczy. Jeśli zażyczymy sobie większej dawki prestiżu w postaci Polo, musimy wyciągnąć ze skarpety dodatkowe 8 tysięcy zł.
Škoda
Od dwóch dekad, Škoda na polskim rynku ma żniwa. Każdego roku śrubuje wyniki sprzedaży, pozostawiając Toyotę i Volkswagena za plecami. Szkoda, że auta tej marki notują też solidne wzrosty cen. W naszym zasięgu pozostaje jedynie bestsellerowa Fabia i w ograniczonym czasie. Dzięki bieżącej akcji promocyjnej obejmującej egzemplarze z poprzedniego rocznika możemy skusić się na 1.0 MPI o mocy 60 KM w najskromniejszej specyfikacji Ambition – 47 800 zł. Kombi w tej wersji przekroczy założony budżet o 300 zł. Trzeba zatem wznieść się na najwyższy poziom technik negocjacyjnych z handlowcem.
Co dostaniemy? Wbrew pozorom, całkiem sporo. Na liście udogodnień znajdziemy manualną klimatyzację, radio z 6,5-calowym, kolorowym wyświetlaczem, komputer pokładowy, Bluetooth i fotel kierowcy z regulacją wysokości. 2350 zł możemy dopłacić do bezkluczykowego dostępu. Nie spodziewajmy się natomiast osiągów rodem z F1. Wielopunktowy wtrysk w benzynowym motorze sprawia, że pierwsza setka pojawia się na analogowych zegarach po 16,4 sekundy. Czas możemy mierzyć zegarem z kukułką. Nieźle przedstawia się za to zużycie paliwa – od 5,3 do 6,0 w cyklu mieszanym.
Kia
Kia i Hyundai idą łeb w łeb w polskich rankingach sprzedaży. Klienci coraz bardziej doceniają techniczny kunszt Koreańczyków i korzystną relację ceny do jakości. Jeśli pamiętacie Shumę z lat 90., możecie te wspomnienia zamknąć w butelce i wypuścić w rejs po Atlantyku. Najnowsze auta z logo Kia/Hyundai oferują naprawdę sporo. Już najmniejsze Picanto dostępne na wyprzedaży od 37 990 zł, zapewnia dobre właściwości jezdne, atrakcyjny wygląd i ciekawie rozplanowane wnętrze. Przez wiele lat funkcjonowało Picanto Cup, mierzące się w rywalizacji na uznanych, europejskich torach. Teraz pozostają cywilne wersje bez klatki i poliuretanowych elementów. Nie zmienia to faktu, że to jeden z najciekawszych przedstawicieli segmentu A. Mimo skromnych gabarytów, oferuje sporo przestrzeni w dwóch rzędach i dość bogate wyposażenie. W wersji L, którą wyceniono na 48 490 zł (1.0 DPI 67 KM), będziemy korzystać z automatycznej klimatyzacji, 8-calowego ekranu dotykowego, wielofunkcyjnej kierownicy i kamery cofania. Niespełna 3,6-metrowe auto daje sporo frajdy z codziennej eksploatacji.
Kolejny model koreańskiego producenta to Rio po głębokiej modernizacji. Auto, które zadomowiło się w krajowych WORD-ach i szkołach nauki jazdy. Nie jest już tanim mieszczuchem, bo za bazową wersję po rabatach musimy zapłacić 48 490 zł. W aucie z 2020 zamontowano wolnossącą benzynę o pojemności 1.2 litra i mocy 84 KM. W standardzie ma 5-stopniową przekładnię manualną, klimatyzację sterowaną ręcznie, 15-calowe stalówki z firmowymi kołpakami, a także czujnik zmierzchu i radio RDS odtwarzające format MP3.
Pozostali gracze
Auta drożeją w oczach i pokaźny budżet w wysokości 50 tysięcy z każdym rokiem się zawęża. Rozbijając tęgą świnkę-skarbonkę, nie stać nas na żadnego Peugeota. Najnowszą 208 w nieźle wyposażonej, ale podstawowej wersji wyceniono na 59 100 zł. Nie kupimy też Seata Ibizy (57 900 zł za 1.0 TSI 95 KM), Forda Fiesty (52 900 zł za 1.1 75 KM) i nowej Toyoty Yaris (od 56 900 zł). Możemy sobie za to pozwolić na Toyotę Aygo (od 38 300 zł) i Citroëna C1 (od 42 450 zł). Na nowsze konstrukcje musimy pożyczyć wyższą kwotę u lichwiarza.