Europa dwóch prędkości – tę frazę słyszymy bardzo często w kontekście dynamiki rozwoju czegokolwiek w Polsce, w stosunku do rozwoju analogicznych struktur w innych krajach Europy (najczęściej tej bogatszej, Zachodniej). Tym razem przyjrzyjmy się aktualnym danym dotyczącym rozwoju sieci stacji ładowania.
Polska w infrastrukturalnym ogonie
Nasz kraj to piąte pod względem wielkości państwo w UE. Niestety, gdy spojrzymy na dane dotyczące infrastruktury ładowania aut elektrycznych, liczby już nie są tak imponujące. Polska baza stacji ładowania niewielki procent ogółu ładowarek w UE. Według aktualnych danych ACEA w Polsce jest obecnie 3942 stacji ładowania. Dla porównania w ośmiokrotnie mniejszej Holandii analogiczna baza wynosi 111 821 stacji ładowania, co stanowi 23,3% całej UE.
Liczba stacji ładowania to nie wszystko
Gdy spojrzymy na suche liczby, to pod względem liczby stacji ładowania w UE są kraje znacznie niżej notowane od nas. ACEA podaje np. Cypr (zaledwie 69 stacji ładowania), Maltę (13!; co ciekawe, jeszcze w 2021 na Malcie było blisko 100 stacji), Litwę (477), Łotwę (660), czy Estonię (300). Polska na tle tych państw wydaje się wręcz potęgą ze swoimi 3942 stacjami ładowania (wg danych ACEA). Co ciekawe dane ACEA wydają się też zbyt optymistyczne według naszych lokalnych źródeł, takich jak Urząd Dozoru Technicznego. Według najnowszych danych UDT z czerwca 2023 roku w Polsce działa 3725 stacji ładowania (dane UDT nie uwzględniają stacji niedostępnych operacyjnie, np. w wyniku przerw technicznych). Jeszcze gorszy rezultat pokazuje Licznik Elektromobilności prowadzony przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Wg PSPA w Polsce mamy obecnie 2768 stacji ładowania (dane na koniec kwietnia 2023). Nawet przyjmując za pewnik najbardziej optymistyczne dla Polski dane ACEA, daleko nam nie tylko do Niemiec czy Holandii. Więcej ładowarek mają choćby Czesi, czy Austriacy
Wiele osób niezbyt przychylnych autom elektrycznym twierdzi, że samochody elektryczne nadają się tylko do jazdy “wokół komina”. I… mają sporo racji. Owszem, niemal każdy producent forsuje swoje zeroemisyjne modele edukując potencjalnych klientów, że “najtańszy prąd jest w domu”, czy “nie musisz w ogóle tracić czasu na stacji benzynowej” itp. To wszystko prawda. Jednak twierdzenia te nie mają sensu, gdy nabywca auta elektrycznego chce swoim pojazdem pojechać po prostu gdzieś dalej.
Istotna jest gęstość stacji ładowania
Kluczową kwestią dla wygody eksploatacji jakiegokolwiek środka transportu jest nie tyle liczba punktów dostarczania energii dla pojazdu, ale gęstość ich rozmieszczenia. Doskonale wiedzą to włodarze miast, które inwestują w zeroemisyjne pojazd komunikacji miejskiej. Wraz z autobusami kupowane są również punkty ładowania. Nikt nie czeka na to, aż ładowarki “ktoś” zbuduje, bo zakupiony sprzęt, który nie będzie używany, to pieniądze podatników wyrzucone w błoto.
Nie tylko duże miasta – zeroemisyjna chce być Iława, przeczytaj
Tymczasem w przypadku rynku konsumenckiego jest nieco odmienna sytuacja – chcesz auto elektryczne? Proszę bardzo, oferta rynkowa już dziś jest całkiem bogata, ale jeżeli chodzi o stacje ładowania to, wiecie: “najtańsze jest ładowanie we własnym domu”. Z jednej strony coraz surowsze normy emisji narzucane przez UE wymuszają na producentach samochodów oferowanie coraz większej liczby aut zeroemisyjnych, jednocześnie rozwój infrastruktury postępuje znacznie wolniej i – co gorsza – jest coraz bardziej nierównomierny. Spójrzmy na kolejną listę, która pokazuje faktyczną gęstość sieci, czyli liczbę ładowarke na każde 100 km dróg w danym kraju: oto 5 najlepszych i najgorszych państw UE. My mieścimy się niestety w tej gorszej puli.
Istotna jest też dynamika rozwoju. Dla porównania do powyższej listy, poniżej zamieszczam podobne dane, ale starsze (za 2020 rok). Widać wyraźnie jaki skok wykonał lider (Holandia), ale też wiele innych państw. W Polsce owszem, również mamy wzrost z poziomu 0,4 na 0,7 stacji ładowania na każde 100 km, ale to wciąż śmiesznie mało.
ACEA posługuje się tu współczynnikiem liczby ładowarek na 100 km dróg. W liderującym UE Kraju Tulipanów na każde 100 km drogi znajduje się obecnie ponad 64,3 ładowarki (średnio). A już dwa lata temu Holendrzy byli liderami z analogicznym wskaźnikiem wynoszącym 47,5 ładowarki (średnio) na każde 100 km. W Polsce wynik jest tak słaby, że wystarczy, że jedna ładowarka będzie zajęta, inna popsuta i… Mój Drogi posiadaczu auta elektrycznego z zasięgiem 300 km, który wybrałeś się w dłuższą podróż po Polsce… masz problem.
Infrastruktura kształtuje popyt
Zainteresowanie autami elektrycznymi w Polsce wciąż jest znikome, ale rośnie. Zwłaszcza gdy porównamy to z popytem na auta w ogóle, co szczególnie widać w statystykach importowanych aut używanych. Oczywiście można stwierdzić, że po prostu obywateli nie stać na nowe i drogie auta elektryczne. To tylko część prawdy, bo gdy spojrzymy na statystyki dotyczące rejestracji nowych aut (które już tanie nie są), to również widać, że zainteresowanie “elektrykami” mimo wzrostu, wciąż jest znikome. Tylko w 2022 roku w Polsce zarejestrowano ponad 419 tysięcy nowych samochodów osobowych (dane CEPiK). Dla porównania wszystkich aut elektrycznych wg Licznika Elektromobilności prowadzonego przez PSPA jest obecnie (dane na koniec kwietnia 2023) 37 027 egzemplarzy. Wszystkich. Nie tylko tych kupionych w 2022 roku. Owszem, jeszcze w 2021 roku było to ponad 17 tys. zatem znaczny wzrost, ale wciąż wolumenowo śmieszność na tle ogółu floty aut w Polsce.
Czy nowelizacja Ustawy o Elektromobilności ma szansę zmienić coś w ładowarkach?