Nie od dziś wiadomo, że samochody używane mają o wiele większy rynek zbytu niż nowe. W dobie kryzysu półprzewodników produkcja samochodów jest utrudniona, a na zamówione modele trzeba czekać miesiącami. Sytuacja ta urodziła pomysł na biznes we Francji. Koncern Stellantis utworzył tam zakłady Spoticar, a Renault – Refactory. Nie bez znaczenia jest też to, że usprawnianie aut używanych to dobre rozwiązanie w kontekście niskoemisyjnej gospodarki.
Jak działają “fabryki samochodów używanych”?

Na papierze proces jest prosty. Firmy skupują samochody poleasingowe, poddają je ponad 100 testom i przekazują na linię serwisową, która bardziej przypomina linię montażową nowych aut, niż klasyczny serwis motoryzacyjny. Naprawy obejmują niemal cały pojazd, wliczając w to poprawki blacharsko-lakiernicze i renowację baterii.
Całość musi trwać możliwie krótko. W czasie testów zostają wykonane szczegółowe protokoły i ocena zużycia poszczególnych elementów. Mechanicy oceniają koszty operacji, a po wymianie niezbędnych części samochód trafia do lakierni. Ostatnim procesem jest dokładne czyszczenie. Chociaż przypomina to produkcję taśmową z fabryki, w rzeczywistości zakłady są po prostu bardzo złożonymi warsztatami.
Recykling z gwarancją

Samochody po procesach renowacji trafiają z powrotem do sprzedaży z fabryczną gwarancją. Egzemplarze, które przeszły przez zakłady, technicznie nie odstają od nowych odpowiedników. Jesteśmy ciekawi, czy w czasie trwającego ograniczonego dostępu do mikrochipów inne koncerny podchwycą pomysł. Samochody te znacznie zmniejszają koszty produkcji, a wiele z nich może z powrotem trafić do salonów.
Przepustowość zakładów jest duża. Re-factory (Renault) może dokładnie odrestaurować aż 160 samochodów dziennie, a Spoticar (Stellantis) około 100. Renault planuje dokładny rozwój “fabryki samochodów używanych”. Do 2030 roku chcą osiągnąć wynik 20 tysięcy odnowionych baterii, które odpowiadają pojemności 200 MWh.