Ich ceny w topowych wersjach będą na zbliżonym poziomie. Reprezentują jednak zupełnie inne segmenty i stanowią pokaz siły Koreańczyków. Oba wpisują się filozofię marki. Bez diesla, za to z hybrydą lub w pełni elektryczny. Hyundai Ioniq 5 to pierwszy elektryk z literką N. Trzeba przyznać, że podczas statycznej premiery zrobił na nas spore wrażenie. Oto nasze spostrzeżenia.
Przed nami ciekawe czasy. W dużych, rodzinnych SUV-ach pokroju Santa Fe coraz trudniej o diesla. Podobna sytuacja panuje w Renault Espace, gdzie mamy 200-konną hybrydę opartą na benzynowym silniku 1.2. Coraz więcej SUV-ów z napędem elektrycznym. Między innymi Audi SQ8 e-tron, BMW XM lub Volvo EX90.
Hyundai Ioniq 5 N. Testowany w Zielonym Piekle
Zaczynamy od Ioniqa, bo to melodia niedalekiej przyszłości okraszonej nutą sportu. Już pierwszy rzut oka wystarczy, by przekonać się, że mamy do czynienia z mocną maszyną. Malowanie niemal żywcem przeniesione z Hyundaia i30 N oraz szereg dokładek z włókna węglowego i plastiku. Poszerzenia, nakładki progowe i felgi w rozmiarze 21 cali mają sprawić, że obok tego auta przystaniemy na dłużej. Faktycznie, przykuwa uwagę. Tym bardziej że to pierwszy elektryk w stajni Hyundaia z literką N.
Pieczę nad nim objęło centrum rozwojowe zlokalizowane przy Nurburgringu. Tysiące godzin testów na wymagającym, niemieckim torze przyniosło efekt widoczny na zdjęciach. O tym, jak jeździ, będziemy mogli się przekonać już w połowie roku, gdy pierwsze egzemplarze przyjadą do polskich dilerów. Co ciekawe, bliźniakiem tego auta jest Kia EV6 GT (585 KM). Wygląda jednak znacznie skromniej.
Sportowe kubełki i dźwięk z głośników
Siadając za sterami Ioniqa 5 N, możemy poczuć się jak w sportowej maszynie. Głębokie fotele kubełkowe mocno otulają ciało, a instrumentarium nieco zmieniono w stosunku do słabszych odmian. Przede wszystkim, mamy przed oczami zestaw zegarów z nowymi, bardziej rasowymi grafikami. Te przywodzą na myśl spalinowe modele z dywizji sportowej. Możemy się nimi pobawić na postoju i przenieść do świata wirtualnych wyścigów. Koreańczycy zatrudnili speca od dźwięku. Ten przypomina maszyny WRC. Na postoju możemy wciskać gaz, by „obrotomierz” zamykał skalę. Wtórują temu dość nachalne i wybuchowe brzmienia wprost z głośników. Zarówno tych na pokładzie, jak i tego schowanego w bagażniku. Część „eksplozji” przedostaje się na zewnątrz. W miejskim zgiełku mogą to być jednak kiepsko słyszalne efekty.
Dwa silniki = 650 KM
W Hyundaiu są dwa silniki elektryczne. Tylny generuje 383, a przedni 226 KM. Moc systemowa to 609 koni mechanicznych, ale dzięki zastosowaniu dwustopniowego falownika, otrzymujemy dodatkowe wsparcie (Boost EV). Tym samym, maksymalnie mamy do okiełznania aż 650 KM, w czym pomaga napęd na obie osie. Efekt? Auto przyspiesza do setki w 3,4 sekundy i rozpędza się do 260 km/h. Ograniczenie stanowi bateria o pojemności 84 kWh. Teoretyczny zasięg WLTP to 450 kilometrów, ale korzystając z pełnego potencjału, zmniejszy się nawet trzykrotnie.
Poza tym inżynierowie postanowili pokazać światu, że z elektrykami nie ma żartów. To pierwszy Hyundai, w którym dostajemy funkcję N Drift Optimizer. Jak sama nazwa wskazuje, pomaga w utrzymaniu właściwego kierunku i przepływu momentu obrotowego między osiami, by maksymalizować frajdę z jazdy w poślizgu i jednocześnie dawać sporo pewności. Układankę uzupełnia elektroniczny mechanizm różnicowy oraz N Torque Distribution, czuwający nad właściwym wykorzystaniem 770 Nm.
Hyundai Ioniq 5 N. Cena
Hyundai Ioniq 5 N został uzbrojony po zęby. Ma wyrazisty wygląd, efektowne fotele i dźwięki, których może pozazdrościć wielu konkurentów. By go trzymać w ryzach, mamy do dyspozycji mocną rekuperację i hamulce o średnicy 40 cm z przodu z czterotłoczkowymi zaciskami. 10 tysięcy godzin na torze udowodniło, że Hyundai jest gotowy na komercyjne podjęcie rękawicy. Sami jesteśmy ciekawi reakcji klientów w Europie, bo ten sportowy elektryk został wyceniony na 369 900 zł. Próżno szukać w innych markach równie mocnego samochodu podobnie wycenionego. Oficjalny debiut już za kilka miesięcy.
Hyundai Santa Fe V wjeżdża do Europy
Wygląd Santa Fe nie jest zaskoczeniem, bo światowa premiera miała miejsce w sierpniu 2023. Pierwszy kontakt na żywo z tym SUV-em mieliśmy przy okazji wrześniowego debiutu elektrycznej Kony. W Czechach. Teraz auto w wersji przedprodukcyjnej pojawiło się w Polsce, ale na pierwsze sztuki przyjdzie nam poczekać do początku wakacji.
Santa Fe piątej generacji mocno różni się od poprzednika. Ma pudełkowaty kształt, co może trochę dziwić. Wcześniejsze wcielenia cechowały się licznymi obłościami. Teraz dominują kwadraty i prostokąty. Jest też listwa LED łącząca reflektory i zatopiony w nich wzór litery H. Widać ogromne podobieństwo do Kii EV9. Zmiana proporcji korzystnie wpłynęła na przedni zwis. Z tyłu natomiast łatwo wychwycić nawiązanie do SsangYonga Rodiusa sprzed dwóch dekad, co raczej nie jest powodem do chwały.
W stosunku do poprzednika, koreański SUV jest dłuższy o 4,5 cm (483 cm). Szerokość ma identyczną (190 cm). Zwiększyły się za to wysokość (172 cm) i rozstaw osi (181,5 cm). Mamy zatem pełnoprawnego klubowicza klasy średniej. Co prawda, wzbudza skrajne emocje designem, ale może tego właśnie potrzebują Amerykanie i Europejczycy. Czas pokaże. Po łagodniejszy projekt możemy skierować się do Kii.
Hyundai Santa Fe 2024. Jaki jest?
O ile z zewnątrz Hyundai jest wyrazisty, o tyle kabina wyraźnie nawiązuje do innych modeli. Kokpit zdominowały dwa ekrany o przekątnej 12,3 cala. Centralny wyświetlacz lekko skierowano do kierowcy. To powinno ułatwić obsługę, choć na przykładzie Ioniqa 5 wiemy, że ta wymaga przyzwyczajenia. Nowa jest za to kierownica i panel klimatyzacji z osobną regulacją dla pierwszego i drugiego rzędu. Dobre wrażenie robią też materiały wykończeniowe. Te w odmianie produkcyjnej powinny być jeszcze lepiej zmontowane, czym Koreańczycy chcieliby lekko nawiązać do aut z metką premium.
Względem poprzednika, Santa Fe urosło. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz samochód występuje w wersji 5, 6 lub 7-osobowej. W drugim rzędzie mamy 2, a w trzecim 1,5 cm więcej przed kolanami. Zmieniono wyprofilowanie kanapy i zainstalowano regulację z szerszym zakresem. W aucie siedzi się dość wysoko, ale widoczność ograniczają szerokie słupki A i C. W sukurs przychodzi zestaw kamer o zasięgu 360 stopni. W bagażniku zmieścimy 725 litrów z pięcioma osobami na pokładzie.
Hybryda HEV lub PHEV
Więcej szczegółów nie znamy. Powinniśmy je poznać w najbliższych tygodniach. Podobnie jak cenę, która według zapewnień polskiego importera, nie powinna zanadto odbiegać od wciąż oferowanego modelu. Z uwagi na większe zaawansowanie technologiczne i liczbę systemów wsparcia, podejrzewamy, że bazowa specyfikacja wystartuje z poziomu nieznacznie przekraczającego 200 tysięcy złotych.