Mercedes W126 pozostaje od dawna jednym z ulubionych youngtimerów Europy. Model SEC to klejnot i od dawna znakomita inwestycja, ale bardziej popularne warianty 4-drzwiowe nadają się nie tylko na zloty entuzjastów samochodów z gwiazdą, ale jak najbardziej do codziennego użytku.
Miałem to szczęście, że wieloma egzemplarzami W126 przejeździłem w sumie ze sto tysięcy kilometrów i każde z tych aut wspominam z wielkim sentymentem, także dlatego, że uwielbiam tradycyjne, zrelaksowane zestrojenie zawieszenia Mercedesa… ale o tym za chwilę. Wszystko po kolei.
Mechaniczne rozwiązania
Dla wielu fanów ten model to szczytowy punkt rozwoju S-klasy, po którym nastąpiło rozczarowanie w postaci W140 i dalej już tylko smutna procesja modeli, w których konstruowaniu wydawało się brać udział więcej księgowych niż inżynierów. To nie do końca prawda, ale faktycznie W126 był ostatnią generacją S-klasy, w której starano się zapanować nad kluczowymi zjawiskami przy użyciu relatywnie prostych rozwiązań mechanicznych, a nie tak modnej dzisiaj, tańszej i bardziej zawodnej elektroniki.
Weźmy na przykład Koppelachse, przemyślne i całkowicie mechaniczne rozwiązanie, zapobiegające tzw. nurkowaniu auta podczas hamowania oraz unoszeniu się przodu podczas gwałtownego rozpędzania. Dzięki temu geometria zawieszenia w tych sytuacjach zmieniała się w mniejszym stopniu i wóz zachowywał się w sposób bardziej przewidywalny. W praktyce sprawdza się genialnie.
Jakich aut szukać?
Seria 126 była wytwarzana, z licznymi zmianami w trakcie produkcji, od 1979 roku do 1992. Pod względem innowacji służących bezpieczeństwu model stanowił przełom, dostępne w nim bowiem stały się poduszki powietrzne i system ABS. Sześcio- i ośmiocylindrowe silniki zapewniały bardzo godziwe osiągi. Samochód był wspaniale wykonany i cieszył się powodzeniem. A co stało się potem?
Nieliczne egzemplarze użytkowane są do dziś przez pierwszych właścicieli, którzy z pietyzmem dbają o każdy szczegół ukochanego Mercedesa – i takich właśnie samochodów trzeba szukać, a przynajmniej o nich marzyć. Wiele niestety przeszło przez ręce ludzi, których na prawidłową obsługę nie było stać. Dzięki przesadnie doskonałej technice auta jeździły zaniedbane przez lata, jakością materiałów kompensując brak elementarnej dbałości o ich stan techniczny. W ostatnich latach sporo Mercedesów W126 z kierownicą po lewej stronie trafiło do Polski z Japonii (pamiętacie takie auta ze świetnego filmu z Michaelem Douglasem, “Czarny deszcz”, z 1989 roku?) i choć zazwyczaj pod względem korozji prezentują się bardzo dobrze, długie przerwy w użytkowaniu tudzież morski transport oznaczają pojawianie się pewnych powtarzalnych problemów.
Zawieszenie
Kiedyś, gdy zaparkowałem 560 SEC w centrum Warszawy, podszedł do mnie jegomość i oświadczył, że ma takie samo auto. Pogratulowałem mu gustu, a on zapytał mnie, czy nie boję się moim egzemplarzem przekraczać 70 km/h. Zatkało mnie – powiedziałem, że niedługo wcześniej w Niemczech przez długi czas jechałem z prędkością przekraczającą 200 km/h bez żadnych problemów. Zdziwiony rozmówca powiedział, że boi się szybciej jeździć, bo samochód “strasznie pływa na boki”. I nic dziwnego – elementy metalowo-gumowe w zawieszeniu niszczeją także wtedy, gdy auto nie jeździ, a amortyzatory się starzeją.
Jazda autem z rozchwianym zawieszeniem jest albo objawem piramidalnej głupoty, albo silnej skłonności do samobójstwa. Należy założyć (jeśli nie ma wiarygodnych dowodów dokonania remontu zawieszenia w ostatnim czasie), że trzeba po prostu wymienić wszystkie silentbloki/tuleje w zawieszeniu oraz amortyzatory – nie są bardzo drogie, tylko ich wymiana jest dość pracochłonna i z tego względu wiele osób po prostu niektórych nie wymienia nigdy. W126 z nominalnie pracującym podwoziem owszem, przechyla się, ale trzeba nauczyć się płynnego zarządzania transferem masy i wtedy harmonijnie zestrojone zawieszenie pozwala jechać bardzo, bardzo szybko. Nie stosowano wtedy w Mercedesach zębatkowych przekładni kierowniczych, co jednak nie oznacza, że wprawnemu kierowcy musi to przeszkadzać. Niewiele znam innych samochodów, które równie kojąco działają na kierowcę i na długiej trasie, i na górskich serpentynach.
Silnik
Oprócz chemicznych zmian rozmaitych uszczelek i przewodów elastycznych (które powinno się również rutynowo wymienić bez względu na to, czy dobrze wyglądają) zdarzają się w Mercedesach W126 przypadki nierównej pracy aluminiowych silników V-8 po osiągnięciu wyższej temperatury. Liczni mechanicy namawiają właścicieli aut na długotrwałe poszukiwania przyczyn takiego stanu, wymieniają silniki krokowe i rozkładają ręce. W co najmniej kilku autach, z którymi miałem do czynienia, zjawisko było powodowane przez korozję gniazd zaworowych (często wskutek długotrwałej podróży morskiej) – delikatne zeszlifowanie korozji pozwala zaworom znów domykać się szczelnie i silnik działa bez zarzutu. Ważne jest też stosowanie odpowiedniego oleju (o właściwej lepkości) z zawartością ZDDP. W co najmniej dwóch przypadkach, gdy mechanicy już wmówili posiadaczom W126 konieczność dokonania remontu silnika, doszlifowanie gniazd zaworowych i zmiana oleju usunęły problem. Nie twierdzę, że tak jest zawsze, ale warto wziąć taką ewentualność pod uwagę. Dbanie o silnik jest zawsze tańsze od remontowania go.
Czy warto kupić Mercedesa W126?
Jak łatwo zauważyć, trudno mi ukryć zachwyt nad tym modelem Mercedesa. Dzisiejsze samochody, z ich absurdalnie wielkimi kołami, których skok inżynierowie muszą bardzo ograniczać, bo nie ma gdzie pomieścić ruchu koła wewnątrz karoserii, nigdy nie pojadą równie szybko i przyjemnie po nierównej drodze. Na pewno jeszcze kiedyś kupię sobie W126 – czego życzę także wszystkim czytelnikom. To znakomity samochód, którym naprawdę można poruszać się bez kompleksów po współczesnych drogach.